czwartek, 19 grudnia 2013

Świąteczny pudding.


Kiedy oglądam program kulinarny Nigelli Lawson trochę nie rozumiem fenomenu jej kuchni, przy takiej ilości połproduktów jak i 'gotowców', których używa. Mimo to oglądam urzeczona i mam ochotę ugotować dokładnie to samo. Albo prawie dokładnie (bulion z torby?).
Podoba mi się jej sposób gospodarowania resztkami. Sama nie lubię wyrzucać jedzenia, ale przy mojej niekonsekwencji czy przy moim zapominalstwie, zdarza mi się to od czasu do czasu. 
Ostatnio częściej, kiedy więcej eksperymentów z pieczywem, ciastem na drożdżach - ale bez pszenicy.

Taki przykład. 
Znalazłam w internetach przepis na coś jak cinnamon rolls z kardamonem - z mąki żytniej i owsianej. W smaku było super.
Ale konsystencja gliniasta, przylegająca do zębów i trudna do przełknięcia. Koszmar.
I co zrobić z całą dużą blachą tego ustrojstwa?

Starsza Córka zjadła dzielnie kilka zawijasów. Nawet jej smakowały, brała do przedszkola na podwieczorek. Więc - powiedzmy - sukces.
Ale ile może przerobić czterolatek? Zostało sporo. I wtedy trafiłam na odcinek Kuchni Nigelli, w którym przygotowuje pudding z czerstwego chleba. Bosko!

Córka dostała stuningowane danie, które jej smakowało a i reszta członków rodziny zjadła ze smakiem.
Uznałam że to dobry pomysł na poświąteczne resztki. Czerstwego chleba, ale też wyschniętych pierników czy innych drożdżowych makowców. Z niczego można zrobić COŚ.
Świeżego o kremowej konsystencji, z chrupiącym wierzchem. 
Wciąż smakującego świętami.



Świąteczny pudding.

250g czerstwego chleba, ciasta pokrojonego w kostkę
1/2 l mleka
125ml śmietany 12%
40g cukru (jeśli robimy tylko z chleba)
3 jajka
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki kardamonu
2 łyżki cukru muscovado

Chleb umieszczamy w okrągłym naczyniu żaroodpornym o średnicy ok. 23cm.
Mleko, śmietankę, jajka, cukier i przyprawy miksujemy. Otrzymaną miksturą zalewamy pieczywo i zostawiamy na około 20 minut - do momentu aż dobrze nasiąknie i będzie miękkie.
Wierzch posypujemy dwoma łyżkami cukru.
Pieczemy w 180st. C przez 40 minut.
Zjadamy jeszcze ciepłe.





poniedziałek, 16 grudnia 2013

Święta bez pszenicy...

W Opolskiej Blogosferze Kulinarnej aż kipi od pomysłów, a z niepohamowanej rządzy tworzenia zrodził się magazyn kulinarno-kulturalny Coolmag.
Pierwsze wydanie i od razu specjalne - bo świąteczne. Mnóstwo w nim przepisów na świąteczne smakołyki od słodkości poprzez pasztety, do pysznych likierów. Są też felietony, wywiady i... zresztą - zobaczcie sami!

Mój wkład w magazyn to przepisy na pierogi, pierniki i kutię bez pszenicy. 




Pysznej lektury!

środa, 11 grudnia 2013

Zupa dyniowa rulezzz.

Cztery zupy biły się w konkursie o książkę kucharską i akcesoria kuchenne Speedcook! Wszystkie mogliśmy dzięki temu przetestować organoleptycznie, nie podejmowaliśmy decyzji kierując się li tylko opisem, bądź wyobraźnią smakową.
Wszystkie pyszne i zasługują na pierwszą nagrodę - niestety ta jest tylko jedna.

Jednogłośnie jednak zdecydowaliśmy iż zupy dyniowe królują wśród zup kremów! Dynia nadaje zupie niepowtarzalnej konsystencji...
Isa Flower gratulujemy!
Proszę o przesłanie danych do wysyłki na adres pierwszeprimo@gmail.com.

Wszystkie przepisy na zupy testowałam w speedcooku. Polecam zajrzeć do komentarzy w poście konkursowym i wypróbować wszystkie podane tam przepisy - pychotka!

A oto zwycięski krem z dyni:


Cytuję przepis Isy Flower:
'Dynię obieramy i kroimy w kostkę (ja składniki dodaję "na oko" ale to taka połowa dyni - w zależności jaka jest jej wielkość). Ziemniaki (2) i marchewkę (1) również kroimy w kostkę (oczywiście po wcześniejszym obraniu :)) Całość wrzucam na rozgrzane masło (2 łyżki) i chwilę podsmażam. Podlewam wodą i duszę jakieś 10-15 minut. Następnie wrzucam do garnka, zalewam rosołem (zawsze domowy) i mleczkiem kokosowym (500 ml). I gotujemy do miękkości. Czasem zamiast mleczka kokosowego dodaję łyżkę oleju kokosowego. Oczywiście zupkę przyprawiamy, ścieramy imbir (ilość zależy od upodobań). Idealnie do tej zupki pasuje ugrillowana gruszka posypana cynamonem. voilà! :)'






poniedziałek, 9 grudnia 2013

Bezglutenowe popękane ciasteczka czekoladowe.




Bez tych ciasteczek nie wyobrażam sobie Świąt Bożego Narodzenia i zimy. Wyglądają jakby były oprószone śniegiem.
Są to pierwsze ciasteczka jakie w ogóle upiekłam. Testując nowy piekarnik, w nowym nieumeblowanym mieszkaniu, po przeprowadzce w grudniu. Żeby piękniej popękały wystawiałam je przed upieczeniem na mroźny balkon. A potem szybko toczyłam je w miseczce pełnej cukru pudru i myk do rozgrzanego piekarnika. Nawet mam gdzieś zdjęcia tych pierwszych.

Córki bardzo lubią te ciasteczka, mimo że są zrobione z dużej ilości gorzkiej czekolady, za którą nie przepadają.

W tym roku nasze Święta będą inne. Równie tradycyjne, ale bez pszenicy. Tylko o tym innym razem.
Ciasto na ciasteczka to brownie Anny Marii. Pracuje się z nim podobnie, jednak ciasteczka nie są już tak okrąglutkie i kształtne. Ale smak i konsystencja! Lekko chrupiąca skórka, wnętrze jak czekoladowa chmurka. Nie do opisania! Trzeba po prostu zrobić!

Bezglutenowe chocolate crinkles:
225 g gorzkiej czekolady
3 jajka
225 g masła
150 g mielonych migdałów
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
150 g cukru
pół szklanki cukru pudru

Migdały dzień wcześniej zalewamy wrzątkiem i zostawiamy na noc. Rano obieramy ze skórki i zostawiamy do wyschnięcia, albo prażymy, następnie mielimy na proszek.
Czekoladę rozpuszczamy z masłem w kąpieli wodnej. Studzimy.
Jajka ubijamy z cukrem do białości na koniec dodajemy migdały.
Łączymy dokładnie czekoladę z masą jajeczno-migdałową i odstawiamy na noc do lodówki. Albo na dwie godziny do zamrażalnika.
Następnie rozgrzewamy piekarnik do 180st. C. Cukier puder wsypujemy do miseczki.
Ciasto nabieramy łyżeczką (dość twarde jest, więc trzeba się pomęczyć), formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego, obtaczamy je w cukrze pudrze i układamy na blaszce. 
Jeśli podczas formowania kulek czujemy, że ciasto klei się zbyt mocno i robi się miękkie - chowamy hurtem kulki do zamrażalnika na parę minut i dopiero potem obtaczamy w cukrze pudrze, układamy na blaszcze i wkładamy do piekarnika.
Pieczemy przez 12 minut.
W kiedy pierwsza porcja się piecze resztę ciasta chowamy na zamrażalnika.

Jest z nimi trochę zachodu, można pominąć tę zabawę z domrażaniem, ale wtedy ciasteczka nie popękają już tak ładnie - chociaż na smaku nie stracą nic a nic!

Ważny jest też cukier puder, najlepiej jeśli jest taki bardziej sypki i suchy, ten bardziej wilgotny i klejący znika na ciasteczkach. Niestety nie podam firmy, bo nie pamiętam jakiego używałam w zeszłym roku. W tym miałam kiepski...

A tu kilka zdjęć archiwalnych :) jest różnica między tymi na pierwszym zdjęciu a tymi poniżej, ale smakowo te z migdałami wygrywają!



środa, 4 grudnia 2013

Pożegnanie ze Speedcookiem. KONKURS!!!


Sezon dyniowy powoli się kończy, wchodzimy w tematykę Świąt Bożego Narodzenia, ale jeszcze chwilkę. Jeszcze pokażę Wam super pyszny domowy sok na bazie marchewki i dyni. Jeszcze konkursowo pożegnam się ze Speedcookiem.

Tak, tak! Pierwsze primo! Ma dla Was konkurs!
Ponieważ wspomniane urządzenie, które gości u mnie od dwóch miesięcy z hakiem świetnie nadaje się do przygotowana zup - kremów (wrzucam składniki, podlewam wodą, włączam gotowanie, przyprawiam i miksuję) poproszę Was o przepisy na Wasze ulubione zupy kremy. Wystarczy wpisać je w komentarzach pod tym postem. Wybiorę ten, który uznamy z naszą rodzinką za najbardziej smakowity :)
Daję Wam czas do 10 grudnia :)
Do wygrania firmowy kuchenny fartuch i rękawice oraz książka kucharska!


Wracam do mojego soku. Niech się bobofruty i inne kubusie schowają! Mając opracowaną podstawową bazę, można tworzyć cuda. Ta baza to marchewki, jabłka i dynia. Gotowane w małej ilości wody - tak aby zachować jak największą ilość wartości odżywczych. Następnie wystarczy zmiksować z ulubionymi dodatkami, rozrzedzić przegotowaną wodą i ewentualnie dosłodzić. Na przykład miodem. Proporcje nie grają tutaj wielkiej roli - często wrzucam tyle składników ile mam, ale staram się żeby dynia nie królowała, bo wtedy niestety Córki na sok kręcą nosem.
U nas najbardziej sprawdziły się dwie wersje - z sokiem pomarańczowym oraz z bananem i truskawkami (zmiksowane zamroziłam wiosną).

Domowy sok przecierowy:
3 dorodne marchewki
3 jabłka
kawałek dyni
szklanka wody
sok z dwóch pomarańczy lub banan i szklanka zmiksowanych truskawek
sok z połowy cytryny
znów woda - do rozrzedzenia soku
miód do smaku

Obrane marchewki, jabłka i dynię kroimy na mniejsze kawałki, wrzucamy do garnka zalewamy wodą i przykrywamy. Gotujemy przez około 25 minut aż zmiękną (speedcook: opcja gotowanie, czas 25minut). Następnie wszystko miksujemy (speedcook: obroty - 7, czas - 25 sek.) z wybranymi dodatkami i dosładzamy miodem.










piątek, 15 listopada 2013

Kasza jaglana i gruszka.


Ogromną zaletą urlopu wychowawczego jest to, że kiedy dziecko zaczyna chorować ma się ten komfort psychiczny, że nie trzeba brać zwolnienia, że nie trzeba szukać na gwałt opieki dla dziecka... A kiedy choroba się przedłuża można spokojnie zająć się chorowitkiem bez dzwoniącego koło ucha gongu - kończy się zwolnienie a młode dalej chore!

Więc spokojnie przygotowuję syropy z cebuli i buraka, robię herbatkę lipową z sokiem z rokitnika i z miodem, nacieram Córkom plecy gęsiną i gotuję potrawy z kaszy jaglanej.

Bardzo ważne jest odkwaszenie organizmu podczas infekcji i kasza jaglana bardzo dobrze sobie z tym radzi.
Poza tym ma właściwości rozgrzewające i wzmacniające - lekko strawna, nie obciąża walczącego z chorobą organizmu za to doskonale go odżywia.

Można z niej przygotować mnóstwo smakołyków, od puree po naleśniki.
Bardzo fajny jest taki na przykład budyń, który przygotowałam z pomocą speedcooka - i znów - mój blender nie doprowadzi jaglanki do tak gładkiej konsystencji. Naprawdę ciężko będzie się z nim rozstać...

Gruszkowy budyń jaglany:
(na dwie osoby)
1 szklanka ugotowanej, jeszcze gorącej kaszy jaglanej
1/2 szklanki gorącej wody
1 obrana i pokrojona na kawałki świeża soczysta gruszka
1/4 łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki kardamonu
1/4 łyżeczki imbiru
szczypta kurkumy
miód/cukier trzcinowy do smaku

Wszystkie składniki umieszczamy w blenderze i miksujemy do momentu uzyskania gładkiej i lśniącej masy.
(Speedcook: obroty - 8, czas - 45sekund). Jeśli okaże się że konsystencja będzie jeszcze zbyt gęsta - dolewamy po kilka łyżek wody i miksujemy ponownie.
Przełożyć do salaterek, posypać ulubionymi bakaliami. Smacznego!




środa, 13 listopada 2013

Kulinarny Dzień Niepodległości.


Moje miasto w tym roku świętowało wyjątkowo.
Na Opolskim Rynku, dzięki współpracy Urzędu Miasta i Opolskiej Blogosfery Kulinarnej, mieszkańcy mogli spróbować kuchni z lat 20-tych ubiegłego wieku. Kuchni Polski Niepodległej.
Miałam zaszczyt brać udział w tym przedsięwzięciu i muszę przyznać że piękniej tego dnia spędzić nie mogłam. Tyle wzruszeń! Okazuje się że nie jest aż tak źle z naszą znajomością polskich pieśni patriotycznych, chętni do wypróbowania przygotowanych dań 'płacili' piosenką, bądź wierszem. Dzieci recytowały powszechnie znany 'Katechizm polskiego dziecka' W. Bełzy - Kto ty jesteś? Polak mały! - a potem ze smakiem zjadały polską szarlotkę, albo słodkie pischingery.
Panie i Panowie, którzy pamiętają jeszcze tamte czasy przejmująco śpiewali pieśni, które towarzyszyły im na codzień. Kombatanci prezentowali wojskowe ordery...

Przez myśl mi nawet nie przeszło, że to przedsięwzięcie spotka się z tak entuzjastycznym odzewem, a ludzie śpiewać będą chórem.

Bardzo dziękuję Wam Kasiu, Karolino i Krysiu za współpracę i to że właśnie z Wami mogłam tworzyć to niesamowite wydarzenie! Bardzo dziękuję również Pani Joannie Brylak z Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki UM za zaproszenie nas do tej akcji!!!
To był dla mnie zaszczyt móc częstować Opolan, szczególnie tych zasłużonych, potrawami które na ten dzień przygotowałam, a poszukiwanie przepisów, wertowanie książek kucharskich z tamtego okresu i przeglądanie opracowań przepisów na licznych blogach kulinarnych było wspaniałą przygodą!

To, że przygotuję babkę ziemaczaną wiedziałam od razu :) Robiła ją moja babcia, która urodziła się podczas I Wojny Światowej więc była to potrawa jej dzieciństwa. Szukałam tylko przepisu, który najwierniej odda tamten smak i zdążyłam wypróbować kilka, zmieniając lekko proporcje, zanim stwierdziłam, że to jest to.
A polską szarlotkę robię już od dawna, dzięki Lisce, która podzieliła się dopracowanym przepisem ze swojego zeszytu. Na Święto Niepodległości upiekłam właśnie tę, z szarą renetą.
Bardzo często przepisy z tamtych czasów są dość nieprecyzyjne, myślę, że wtedy wiedza na temat gotowania była przekazywana głównie z matki na córkę i większość niuansów była po prostu oczywista - co niekoniecznie przetrwało do naszych czasów. Dlatego dziękuję Ci Lisko za Twoje opracowanie polskiej szarlotki!





Babka ziemniaczana z sosem z grzybów leśnych:
2 kg ziemniaków*
4 cebule
100g wędzonego boczku**
2 jaja
1-2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 łyżka majeranku
1 łyżeczka soli
świeżo mielony pieprz

Ziemniaki i dwie cebule ścieramy na tarce, bądź rozdrabniamy maksymalnie w malakserze. Odsączamy z nadmiaru wody na czystej pieluszce tetrowej bądź przy pomocy gazy nad miską.
Boczek i cebulę kroimy w drobną kostkę. Boczek wrzucamy na patelnię i smażymy do momentu aż tłuszcz zacznie się topić a mięso rumienić - dorzucamy cebulę i smażymy jeszcze do momentu aż się zeszkli.
Do odciśniętych ziemniaków dodajemy skrobię, która wytrąciła się z soku i zebrała na dnie miski. Wbijamy jaja, dodajemy mąkę ziemniaczaną i boczek z cebulą pilnując aby nadmiar tłuszczu pozostał na patelni oraz przyprawy. Staram się nie przesalać gdyż wędzony boczek jest już sam w sobie dość słony.
Keksówkę smarujemy masłem i wysypujemy mąką, nakładamy masę do wysokości naczynia - ta babka akurat nie rośnie.  Wierzch wygładzamy zwilżoną dłonią. Pieczemy w 180st. C przez półtorej do dwóch godzin.

Składniki na sos:
40g suszonych leśnych grzybów (w moim sosie były prawdziwki, podgrzybki, kozaki i opieńki)
2 cebule
2 szklanki wody
1 i 1/2 łyżki mąki ziemniaczanej
200g śmietany 18%
3 listki laurowe i 3 nasiona ziela angielskiego
sól i pieprz do smaku

Grzyby dokładnie płuczemy i moczymy 1 i 1/2 szklanki wody przez noc. Następnego dnia gotujemy razem z cebulą, listkami laurowymi i zielem angielskim w wodzie, w której się moczyły, aż będą miękkie.
Po tym czasie wyciągamy cebulę i grzyby. Odstawiamy.
W połowie szklanki wody dokładnie rozprowadzamy mąkę ziemniaczaną i dodajemy do wrzącego wywaru z grzybów dokładnie i szybko mieszając aż się zagęści. Następnie dodajemy śmietanę, wcześniej zahartowaną w pojemniku łyżką gorącego wywaru. Całość mieszamy i zmniejszamy ogień do minimum. Grzyby siekamy i dorzucamy do sosu. Doprawiamy solą i pieprzem.
Smacznego!

* najlepsze ziemniaki do babki to te żółte o dużej zawartości skrobii.
** warto zadbać o boczek dobrej jakości, prawdziwie wędzony a nie moczony w mieszance chemicznej, która daje tylko pozory wędzonki.



I krótka fotorelacja! Arek Kornacki, jak zwykle na posterunku! :) Ja kliknęłam tylko kilka zdjęć na początku, potem już nie miałam czasu :)
















piątek, 8 listopada 2013

Falafel


Przymierzałam się do nich długo, zanim nie spróbowałam ich na pierwszej Żarłostacji.
Masala przygotowała je tak smacznie, że koniecznie chciałam zrobić je w domu. I zrobiłam. Od tamtej pory są u nas często, Córkom smakuja, Mężowi Biegaczowi też, więc klepnięte do stałego menu. Nawet mój Super Brat stwierdził że smaczne to jest.

Falafel - ta nazwa zawsze kojarzyła mi się z jakimś waflem. A to nic innego jak arabskie kotleciki warzywne z roślin strączkowych. Robi się je głównie z cieciorki, ale też z bobu, a nawet natrafiłam na przepis w którym numerem jeden jest groch.
Suche nasiona moczy się przez noc, potem mieli z cebulą (nie gotujemy!), czosnkiem, ziołami i orientalnymi przyprawami. W moim przepisie kminu brak, bo go dostać nie mogę, więc się orientalnie nie rozpędzam... Poza tym obie Córki wolą bardziej neutralne smaki.

Białko ciecierzycy ma korzystny skład aminokwasowy, co czyni je dobrze przyswajalnym i z powodzeniem może zastępować mięso. Zawiera też więcej żelaza niż inne warzywa strączkowe, jest bogata w potas i fosfor, więc warto ją 'odkurzyć' - w kuchni staropolskiej pojawia się częściej niż we współczesnej - i włączyć do stałego menu w tygodniu.

Najlepsze falafele wychodzą kiedy namoczona cieciorka zmielona jest w maszynce do mięsa o drobnych oczkach. Blender robi to szybciej, daje radę - ale nie uzyskam nim nigdy pożądanej konsystencji.
Więc spróbowałam ze speedcookiem - skoro już go mam w domu...
Nadaje się bardzo!
Testowałam już kilka wersji i najbardziej smakują mi z panierką z kaszy kukurydzianej, tak jak je przyrządza Olga Smile.

Falafel a la Pierwsze primo!

2 szklanki odsączonych, namoczonych przez noc ziaren cieciorki
1 cebula
4 ząbki czosnku
Garść posiekanej pietruszki
1/2 łyżeczki zmielonej kolendry
1/2 łyżeczki pieprzu ziołowego
sól do smaku
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej (jak zapomniałam to też wyszły dobre)
2 łyżki kaszki kukurydzianej
masło klarowane lub olej do smażenia

Cieciorkę, cebulę pokrojoną na mniejsze kawałki, czosnek i przyprawy wrzucamy do naczynia miksującego i mielimy do uzyskania jak najbardziej gładkiej konsystencji (speedcook: obroty - 9, czas - 2 min., przy użyciu łopatki). Jeśli masa jest zbyt sucha dodajemy 2-3 łyżki wody - powinna dać się łatwo uformować w zwarte kulki. Następnie kulki obtaczamy z kaszce kukurydzianej i smażymy na rozgrzanym maśle. Po usmażeniu osączamy z tłuszczu na papierowym ręczniku.
Podajemy świeże do sałatki, z hummusem, bądź ulubionym dipem.
Całkiem smaczne są również na zimno, więc nadają się na długie spacery jako przekąska.