Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cieciorka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cieciorka. Pokaż wszystkie posty
piątek, 8 listopada 2013
Falafel
Przymierzałam się do nich długo, zanim nie spróbowałam ich na pierwszej Żarłostacji.
Masala przygotowała je tak smacznie, że koniecznie chciałam zrobić je w domu. I zrobiłam. Od tamtej pory są u nas często, Córkom smakuja, Mężowi Biegaczowi też, więc klepnięte do stałego menu. Nawet mój Super Brat stwierdził że smaczne to jest.
Falafel - ta nazwa zawsze kojarzyła mi się z jakimś waflem. A to nic innego jak arabskie kotleciki warzywne z roślin strączkowych. Robi się je głównie z cieciorki, ale też z bobu, a nawet natrafiłam na przepis w którym numerem jeden jest groch.
Suche nasiona moczy się przez noc, potem mieli z cebulą (nie gotujemy!), czosnkiem, ziołami i orientalnymi przyprawami. W moim przepisie kminu brak, bo go dostać nie mogę, więc się orientalnie nie rozpędzam... Poza tym obie Córki wolą bardziej neutralne smaki.
Białko ciecierzycy ma korzystny skład aminokwasowy, co czyni je dobrze przyswajalnym i z powodzeniem może zastępować mięso. Zawiera też więcej żelaza niż inne warzywa strączkowe, jest bogata w potas i fosfor, więc warto ją 'odkurzyć' - w kuchni staropolskiej pojawia się częściej niż we współczesnej - i włączyć do stałego menu w tygodniu.
Najlepsze falafele wychodzą kiedy namoczona cieciorka zmielona jest w maszynce do mięsa o drobnych oczkach. Blender robi to szybciej, daje radę - ale nie uzyskam nim nigdy pożądanej konsystencji.
Więc spróbowałam ze speedcookiem - skoro już go mam w domu...
Nadaje się bardzo!
Testowałam już kilka wersji i najbardziej smakują mi z panierką z kaszy kukurydzianej, tak jak je przyrządza Olga Smile.
Falafel a la Pierwsze primo!
2 szklanki odsączonych, namoczonych przez noc ziaren cieciorki
1 cebula
4 ząbki czosnku
Garść posiekanej pietruszki
1/2 łyżeczki zmielonej kolendry
1/2 łyżeczki pieprzu ziołowego
sól do smaku
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej (jak zapomniałam to też wyszły dobre)
2 łyżki kaszki kukurydzianej
masło klarowane lub olej do smażenia
Cieciorkę, cebulę pokrojoną na mniejsze kawałki, czosnek i przyprawy wrzucamy do naczynia miksującego i mielimy do uzyskania jak najbardziej gładkiej konsystencji (speedcook: obroty - 9, czas - 2 min., przy użyciu łopatki). Jeśli masa jest zbyt sucha dodajemy 2-3 łyżki wody - powinna dać się łatwo uformować w zwarte kulki. Następnie kulki obtaczamy z kaszce kukurydzianej i smażymy na rozgrzanym maśle. Po usmażeniu osączamy z tłuszczu na papierowym ręczniku.
Podajemy świeże do sałatki, z hummusem, bądź ulubionym dipem.
Całkiem smaczne są również na zimno, więc nadają się na długie spacery jako przekąska.
środa, 28 sierpnia 2013
Coś do chleba.
Rok temu, kiedy pierwszy raz spróbowałam dyni hokkaido, zostałam jej wielką fanką for ever.
U mnie w domu nie jadało się miąższu dyni. Pamiętam tylko jak wybierałam kiedyś z mamą pestki, które potem prażyłyśmy, i w coraz dłuższe jesienne wieczory siadaliśmy całą rodziną przy ławie i dłubaliśmy, dłubaliśmy, dłubaliśmy...
Młodsza Córka akurat trafiła z rozszerzaniem diety na sezon dyniowy, próbowaliśmy różnych odmian i bezsprzecznie hokkaido została królową naszego stołu.
Oczywiście pieczołowicie zbierałam i suszyłam pestki dbając o to, żeby w jak najlepszej kondycji dotrwały do wiosny, kiedy rozdałam je swojej mamie i teściowej - żeby posiały je w swoich ogrodach. Niestety pogoda, jak i masakryczne ilości ślimaków sprawiły że moje nadzieje na dyniowe plantacje spełzły na niczym.
Nie poddaję się jednak. Na opolskim Cytrusku znalazłam Panią, która uprawia swoje warzywa z wielką miłością, wśród nich rosną też i moje kochane hokkaido. Pestki się suszą a ja mam ochotę odwiedzić tę Panią i jej ogród :) Tym bardziej że obiecała mi wielki bukiet miechunki!
Dokładnie tego samego dnia kiedy dorwałam swoją dynię, Zielenina przypomniała o swoim hummusie wszechczasów. Nie miałam niestety tahiny, której też nie chciało mi się robić, podobnie brak w moich zasobach orientalnych przypraw, więc powstało coś innego, ale jakże smacznego!
Pasta z cieciorki, dyni hokkaido i pieczonej białej papryki.
1 szklanka ugotowanej cieciorki
pół dyni hokkaido
1 biała papryka
1 duży ząbek czosnku
2 łyżki sezamu
5-6 łyżek oleju z pestek winogron
1/2 łyżeczki pieprzu ziołowego
sól do smaku
Piekarnik nagrzewamy do 180st C.
Z dyni wydrążamy gniazdo nasienne - mi najłatwiej robi się to łyżką. Kładziemy razem z papryką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Po 30 minutach wyciągamy paprykę - skórkę powinna mieć pomarszcząną i miejscami zwęgloną. Po kolejnych 15 minutach dynia też już powinna być gotowa.
Paprykę obieramy ze skórki, dynię kroimy w dużą kostkę i miksujemy dokładnie razem z cieciorką, czosnkiem, sezamem, olejem i przyprawami.
Jeśli pasta jest zbyt gęsta można dodać jeszcze odrobinę oleju - tutaj pozostawiam pełną dowolność, ważne żeby konsystencja pasty Wam odpowiadała. Nawet przy większej ilości oleju nie będzie zbyt tłusta, a w razie czego zawsze można pominąć masło na kanapce. :)
Smacznego!
czwartek, 28 lutego 2013
Dyniowy gulasz z cieciorką.
Dla tych którzy we wtorek słuchali w Radio Opole, a chcieliby również i przeczytać :)
Zawsze kiedy 'czuję się niewyraźnie' mam ochotę na kanapkę z grubymi plastrami surowej cebuli.
Mogłabym ich wtedy zjeść cały stos! Albo takich z czosnkiem.
Nauczyłam się ufać swojemu organizmowi i spełniam takie zachcianki w trymiga ;-)
Ale nie o tym dzisiaj miałam.
O gulaszu z dyni.
Pokochałam dynię dopiero jesienią zeszłego roku. Nigdy wcześniej nie próbowałam jej miąższu, ani żadnego przyrządzonego z niego dania. Wcześniej istniały tylko pestki.
Dlaczego właśnie teraz? Bo Młodsza Córka weszła w etap rozszerzania diety właśnie w sezonie dyniowym. Zjadała pieczoną garściami, a ja razem z nią :).
I w szoku wielkim byłam jak po paru dniach poprawił mi się metabolizm! Usiadłam więc przed komputerem i zaczęłam czytać o właściwościach dyni. Z każdym kolejnym zdaniem szerzej otwierały mi się oczy, a po lekturze, nie odmówiłam już żadnej propozycji obdarowania mnie tym warzywem, ba! zaczęłam pasjami ją kupować i przerabiać, żeby mieć na później :)
Przyrządzałam z nich placki, keksy, zupy, gulasze, dżemy, próbowałam nawet zrobić kopytka dyniowe - ale ta próba okazała się kompletną klapą... Wypróbowałam różnych odmian i już wiem, że moje dwie ulubione dynie to hokkaido - mała i czerwona oraz piżmowa - podłużna, w kształcie przypominająca gruszkę z bardzo małym gniazdem nasiennym.
Dynia jest warzywem bardzo bogatym w witaminy - im bardziej intensywny kolor miąższu, tym więcej ma w sobie wartości. Zawiera mnóstwo składników mineralnych i jest bardzo bogata w białko. Świetna sprawa dla biegaczy!
Jak już wspomniałam, z własnego doświadczenia wiem że poprawia metabolizm, a w dodatku świetnie wpływa na cerę - nawadnia ją, poprawia koloryt i zapobiega starzeniu (polecam maseczkę z dyniowej papki ;) ). Dzięki dużej ilości beta-karotenu, który w organizmie przekształca się w wit. A dba o nasz wzrok. I, co bardzo ważne w przypadku Maluchów, zapobiega krzywicy, więc z powodzeniem może zastąpić marchewkę przy pierwszych próbach karmienia dziecka pokarmami stałymi.
Jest lekkostrawna, odkwasza organizm, co moim zdaniem jest kolejnym przejawem mądrości 'matki natury'. Kiedy najlepiej odkwasić organizm, oczyścić go i dzięki temu wzmocnić immunologicznie jeśli nie jesienią?
Wiem, wiem, że nie sezon teraz na dynie. Powinnam napisać o tym jesienią! Ale jesienią Pierwsze primo! jeszcze nie istniało :) nie było go nawet w planach ;)
A post o dyniowym gulaszu dlatego, że przygotowałam go jakiś czas temu dla Pani Justyny, która jest autorką audycji Mama na obcasach :)
Żeby danie było bardziej białkowe, specjalnie dla Męża Biegacza dodałam do gulaszu ugotowaną dzień wcześniej cieciorkę oraz fasolkę szparagową.
Dyniowy gulasz z cieciorką:
1 dynia hokkaido
2 marchewki
1 szklanka fasolki szparagowej (moja była z mrożonki)
1 szklanka ugotowanej cieciorki
1 duża cebula
2 łyżki oleju rzepakowego
1/2 łyżeczki curry
sól, pieprz ziołowy do smaku
Warzywa dokładnie myjemy.
Cebulę kroimy w piórka, marchew w słupki i dusimy razem na oleju aż cebula się zeszkli a marchew nieco zmięknie. Dorzucamy fasolkę, dolewamy odrobinę wody i dusimy na małym ogniu.
W tym czasie pozbywamy dynię gniazda nasiennego i kroimy ją w kostkę (skórki nie obieramy!). Dorzucamy ją do duszących się warzyw kiedy fasolka będzie już w połowie gotowa. Czekamy aż dynia zmięknie zacznie się rozpadać.
I teraz jeśli wolimy warzywa bardziej jędrne a dynię w jako takich kawałkach, to w tym momencie przyprawiamy i kończymy gotowanie. Jeśli zaś wolimy jeśli warzywa rozpływają się w ustach a dynia całkiem się rozpadnie, to jeszcze trochę czekamy co chwilę mieszając. Dynia rozpadając się utworzy gęsty sos, o wspaniałej aksamitnej konsystencji! Nic absolutnie nie trzeba więcej zrobić żeby był idealny :)
Dla Malucha BLW odkładamy część gulaszu po dodaniu przypraw, ale przed posoleniem!
Cieciorkę można podawać dzieciom po 18 miesiącu życia, więc tę dodajemy na samym końcu pozwalając jej jedynie osiągnąć temperaturę potrawy.
Można posypać prażonym słonecznikiem, albo sezamem :) Podawać z makaronem, ryżem, kaszą, ziemniakami, lub zajadać solo :)
Smacznego!
ten przepis bierze udział w akcji: warzywa strączkowe edycja zimowa
Zawsze kiedy 'czuję się niewyraźnie' mam ochotę na kanapkę z grubymi plastrami surowej cebuli.
Mogłabym ich wtedy zjeść cały stos! Albo takich z czosnkiem.
Nauczyłam się ufać swojemu organizmowi i spełniam takie zachcianki w trymiga ;-)

O gulaszu z dyni.
Pokochałam dynię dopiero jesienią zeszłego roku. Nigdy wcześniej nie próbowałam jej miąższu, ani żadnego przyrządzonego z niego dania. Wcześniej istniały tylko pestki.
Dlaczego właśnie teraz? Bo Młodsza Córka weszła w etap rozszerzania diety właśnie w sezonie dyniowym. Zjadała pieczoną garściami, a ja razem z nią :).
I w szoku wielkim byłam jak po paru dniach poprawił mi się metabolizm! Usiadłam więc przed komputerem i zaczęłam czytać o właściwościach dyni. Z każdym kolejnym zdaniem szerzej otwierały mi się oczy, a po lekturze, nie odmówiłam już żadnej propozycji obdarowania mnie tym warzywem, ba! zaczęłam pasjami ją kupować i przerabiać, żeby mieć na później :)
Przyrządzałam z nich placki, keksy, zupy, gulasze, dżemy, próbowałam nawet zrobić kopytka dyniowe - ale ta próba okazała się kompletną klapą... Wypróbowałam różnych odmian i już wiem, że moje dwie ulubione dynie to hokkaido - mała i czerwona oraz piżmowa - podłużna, w kształcie przypominająca gruszkę z bardzo małym gniazdem nasiennym.
Dynia jest warzywem bardzo bogatym w witaminy - im bardziej intensywny kolor miąższu, tym więcej ma w sobie wartości. Zawiera mnóstwo składników mineralnych i jest bardzo bogata w białko. Świetna sprawa dla biegaczy!
Jak już wspomniałam, z własnego doświadczenia wiem że poprawia metabolizm, a w dodatku świetnie wpływa na cerę - nawadnia ją, poprawia koloryt i zapobiega starzeniu (polecam maseczkę z dyniowej papki ;) ). Dzięki dużej ilości beta-karotenu, który w organizmie przekształca się w wit. A dba o nasz wzrok. I, co bardzo ważne w przypadku Maluchów, zapobiega krzywicy, więc z powodzeniem może zastąpić marchewkę przy pierwszych próbach karmienia dziecka pokarmami stałymi.
Jest lekkostrawna, odkwasza organizm, co moim zdaniem jest kolejnym przejawem mądrości 'matki natury'. Kiedy najlepiej odkwasić organizm, oczyścić go i dzięki temu wzmocnić immunologicznie jeśli nie jesienią?
Wiem, wiem, że nie sezon teraz na dynie. Powinnam napisać o tym jesienią! Ale jesienią Pierwsze primo! jeszcze nie istniało :) nie było go nawet w planach ;)
A post o dyniowym gulaszu dlatego, że przygotowałam go jakiś czas temu dla Pani Justyny, która jest autorką audycji Mama na obcasach :)
Żeby danie było bardziej białkowe, specjalnie dla Męża Biegacza dodałam do gulaszu ugotowaną dzień wcześniej cieciorkę oraz fasolkę szparagową.
Dyniowy gulasz z cieciorką:
1 dynia hokkaido
2 marchewki
1 szklanka fasolki szparagowej (moja była z mrożonki)
1 szklanka ugotowanej cieciorki
1 duża cebula
2 łyżki oleju rzepakowego
1/2 łyżeczki curry
sól, pieprz ziołowy do smaku
Warzywa dokładnie myjemy.
Cebulę kroimy w piórka, marchew w słupki i dusimy razem na oleju aż cebula się zeszkli a marchew nieco zmięknie. Dorzucamy fasolkę, dolewamy odrobinę wody i dusimy na małym ogniu.
W tym czasie pozbywamy dynię gniazda nasiennego i kroimy ją w kostkę (skórki nie obieramy!). Dorzucamy ją do duszących się warzyw kiedy fasolka będzie już w połowie gotowa. Czekamy aż dynia zmięknie zacznie się rozpadać.
I teraz jeśli wolimy warzywa bardziej jędrne a dynię w jako takich kawałkach, to w tym momencie przyprawiamy i kończymy gotowanie. Jeśli zaś wolimy jeśli warzywa rozpływają się w ustach a dynia całkiem się rozpadnie, to jeszcze trochę czekamy co chwilę mieszając. Dynia rozpadając się utworzy gęsty sos, o wspaniałej aksamitnej konsystencji! Nic absolutnie nie trzeba więcej zrobić żeby był idealny :)
Dla Malucha BLW odkładamy część gulaszu po dodaniu przypraw, ale przed posoleniem!
Cieciorkę można podawać dzieciom po 18 miesiącu życia, więc tę dodajemy na samym końcu pozwalając jej jedynie osiągnąć temperaturę potrawy.
Można posypać prażonym słonecznikiem, albo sezamem :) Podawać z makaronem, ryżem, kaszą, ziemniakami, lub zajadać solo :)
Smacznego!
![]() |
wersja BLW |
ten przepis bierze udział w akcji: warzywa strączkowe edycja zimowa
środa, 30 stycznia 2013
Odżywczy barszcz ukraiński z pieczonych buraków.
Lubicie buraki?
Ja bardzo, ale nie zawsze tak było :) w dzieciństwie nie mogłam patrzeć na kolorowe zupy :)
Pomidorówka? Bleee...
Barszcz? Bleee...
No ale urosłam... i zmądrzałam ;)
Długo gotowałam tę zupę na wędzonce. Jest bardzo aromatyczna. Oczywiście wędzonka wędzona a nie wzbogacana chemicznym aromatem, który z prawdziwą wędzarnią nie ma nic wspólnego.
Na Opolszczyźnie na szczęście jest sporo małych producentów, u których nie boję się kupować, bo wiem, że dbają o to aby ich wyroby były naturalne i zdrowe.
Jednak od pewnego czasu ograniczam mięso w naszej diecie i zjadamy je 'od święta'. Tak jak nasze babki i prababki. Staram się aby w naszej kuchni więcej było kasz, strączków, sezonowych warzyw i owoców. Mięso jest dodatkiem. A nie odwrotnie.
I kiedy ugotowałam barszcz Liski, zdecydowałam że wersja bezmięsna na stałe zagości w naszej kuchni.
Tylko, że robię go wciąż po swojemu, jedyna zmiana to brak wspomnianej wędzonki :)
Dzień wcześniej piekę buraki. Myję je, odkrawam jedynie te cienkie fragmenty korzenia, zawijam każdy w folię aluminiową, i wkładam na blachę do piekarnika nagrzanego do 180st. C. Po godzinie sprawdzam widelcem czy są już miękkie. W zależności od odmiany i wielkości buraki pieką się dłużej lub krócej. Trzeba je sprawdzać po prostu. Pieczenie w całości, ze skórką pomaga zachować maksimum wartości odżywczych.
Z takich buraków można zrobić wszystko - zupę, carpaccio, użyć jako dodatek do drugiego dania np.: tak jak Brikola, dodać do sałatki, zamrozić na potem, lub pokroić w słupki i dać Maluchowi do spałaszowania ;)
Ten barszcz gotuję, gdy czuję się przemęczona, niedospana, brak mi cierpliwości i ciągle mi zimno. Bardzo dobry sposób na PMS ;) buraki jak wszyscy wiemy zawierają mnóstwo żelaza i kwasu foliowego, ale mają też wiele innych właściwości o których dużo się nie mówi. Działają oczyszczająco i odkwaszają organizm. Poprawiają funkcjonowanie wątroby i woreczka żółciowego, działają bakteriobójczo.
Polecam teraz szczególnie studentom, na czas... po sesji, który jest obfity w imprezowanie do białego rana.
Odtruje i postawi na nogi ;)
Składniki:
4-5 średnich upieczonych buraków
2 marchewki
1 pietruszka
1/4 korzenia selera
4 średnie ziemniaki
1/2 pora
1 cebula
1 jabłko
1 szklanka namoczonej przez noc ulubionej fasoli (pół szklanki nienamoczonej, podwaja objętość)
1 szklanka ugotowanej cieciorki (opcjonalnie)
5 ziaren ziela angielskiego
2 listki laurowe
1,5 litra wody
sok z połowy cytryny
sól, pieprz
do fasoli - pół łyżeczki kminku
Fasolę dzień wcześniej zalewam na noc wodą i dodaję do niej kminek. Następnego dnia gotuję w tej samej wodzie do miękkości. Nie dodaję soli, ale można posolić.
Jeśli jest to Jaś to razem z tą wodą w której się gotował dodaję do barszczu pod koniec gotowania, natomiast jeśli mam ciemną odmianę fasoli, odcedzam ją, bo ciemny wywar fasolowy psuje kolor barszczu.
Warzywa dokładnie myję i obieram. Seler, por, pietruszkę i cebulę wrzucam w całości do garnka, zalewam wodą i zaczynam gotować. Marchewkę kroję w plastry, ziemniaki w kostkę, obrane jabłko ścieram na tarce i dodaję do zupy. Gotuję aż zmiękną - można sprawdzić już po 20 - 25 minutach.
W tym czasie dodaję pieprz, liść laurowy i ziele angielskie.
Kiedy warzywa są już miękkie, dodaję fasolę i pokrojone buraki. Po 10-15 minutach buraki pięknie zabarwią zupę na czerwono - wtedy dodaję sok z cytryny, żeby zachować kolor.
Odkładam część zupy dla Młodszej Córki i wtedy dosalam. Zazwyczaj na tę ilość zupy wystarcza nam 1 płaska łyżeczka soli.
Jeśli mam ugotowaną cieciorkę to dodaję ją razem z fasolą i burakami. A gotuję ją tak.
Ja nie zagęszczam zup ani nie zabielam. Mąż lubi dodać sobie łyżeczkę śmietany do zupy już na talerzu.
Jeśli jednak lubicie zupę trochę zagęścić to polecam do tego mąką kukurydzianą. (1/5 łyżki zalewamy w kubeczku niewielką ilością wody, mieszamy dokładnie i wlewamy do zupy pod koniec gotowania).
Ja bardzo, ale nie zawsze tak było :) w dzieciństwie nie mogłam patrzeć na kolorowe zupy :)
Pomidorówka? Bleee...
Barszcz? Bleee...
No ale urosłam... i zmądrzałam ;)
Długo gotowałam tę zupę na wędzonce. Jest bardzo aromatyczna. Oczywiście wędzonka wędzona a nie wzbogacana chemicznym aromatem, który z prawdziwą wędzarnią nie ma nic wspólnego.
Na Opolszczyźnie na szczęście jest sporo małych producentów, u których nie boję się kupować, bo wiem, że dbają o to aby ich wyroby były naturalne i zdrowe.
Jednak od pewnego czasu ograniczam mięso w naszej diecie i zjadamy je 'od święta'. Tak jak nasze babki i prababki. Staram się aby w naszej kuchni więcej było kasz, strączków, sezonowych warzyw i owoców. Mięso jest dodatkiem. A nie odwrotnie.
I kiedy ugotowałam barszcz Liski, zdecydowałam że wersja bezmięsna na stałe zagości w naszej kuchni.
Tylko, że robię go wciąż po swojemu, jedyna zmiana to brak wspomnianej wędzonki :)
Dzień wcześniej piekę buraki. Myję je, odkrawam jedynie te cienkie fragmenty korzenia, zawijam każdy w folię aluminiową, i wkładam na blachę do piekarnika nagrzanego do 180st. C. Po godzinie sprawdzam widelcem czy są już miękkie. W zależności od odmiany i wielkości buraki pieką się dłużej lub krócej. Trzeba je sprawdzać po prostu. Pieczenie w całości, ze skórką pomaga zachować maksimum wartości odżywczych.
Z takich buraków można zrobić wszystko - zupę, carpaccio, użyć jako dodatek do drugiego dania np.: tak jak Brikola, dodać do sałatki, zamrozić na potem, lub pokroić w słupki i dać Maluchowi do spałaszowania ;)
Ten barszcz gotuję, gdy czuję się przemęczona, niedospana, brak mi cierpliwości i ciągle mi zimno. Bardzo dobry sposób na PMS ;) buraki jak wszyscy wiemy zawierają mnóstwo żelaza i kwasu foliowego, ale mają też wiele innych właściwości o których dużo się nie mówi. Działają oczyszczająco i odkwaszają organizm. Poprawiają funkcjonowanie wątroby i woreczka żółciowego, działają bakteriobójczo.
Polecam teraz szczególnie studentom, na czas... po sesji, który jest obfity w imprezowanie do białego rana.
Odtruje i postawi na nogi ;)
![]() |
jak widać w łyżce, dziatwa pomagała mi w fotografowaniu ;) |
Składniki:
4-5 średnich upieczonych buraków
2 marchewki
1 pietruszka
1/4 korzenia selera
4 średnie ziemniaki
1/2 pora
1 cebula
1 jabłko
1 szklanka namoczonej przez noc ulubionej fasoli (pół szklanki nienamoczonej, podwaja objętość)
1 szklanka ugotowanej cieciorki (opcjonalnie)
5 ziaren ziela angielskiego
2 listki laurowe
1,5 litra wody
sok z połowy cytryny
sól, pieprz
do fasoli - pół łyżeczki kminku
Fasolę dzień wcześniej zalewam na noc wodą i dodaję do niej kminek. Następnego dnia gotuję w tej samej wodzie do miękkości. Nie dodaję soli, ale można posolić.
Jeśli jest to Jaś to razem z tą wodą w której się gotował dodaję do barszczu pod koniec gotowania, natomiast jeśli mam ciemną odmianę fasoli, odcedzam ją, bo ciemny wywar fasolowy psuje kolor barszczu.
Warzywa dokładnie myję i obieram. Seler, por, pietruszkę i cebulę wrzucam w całości do garnka, zalewam wodą i zaczynam gotować. Marchewkę kroję w plastry, ziemniaki w kostkę, obrane jabłko ścieram na tarce i dodaję do zupy. Gotuję aż zmiękną - można sprawdzić już po 20 - 25 minutach.
W tym czasie dodaję pieprz, liść laurowy i ziele angielskie.
Kiedy warzywa są już miękkie, dodaję fasolę i pokrojone buraki. Po 10-15 minutach buraki pięknie zabarwią zupę na czerwono - wtedy dodaję sok z cytryny, żeby zachować kolor.
Odkładam część zupy dla Młodszej Córki i wtedy dosalam. Zazwyczaj na tę ilość zupy wystarcza nam 1 płaska łyżeczka soli.
Jeśli mam ugotowaną cieciorkę to dodaję ją razem z fasolą i burakami. A gotuję ją tak.
Ja nie zagęszczam zup ani nie zabielam. Mąż lubi dodać sobie łyżeczkę śmietany do zupy już na talerzu.
Jeśli jednak lubicie zupę trochę zagęścić to polecam do tego mąką kukurydzianą. (1/5 łyżki zalewamy w kubeczku niewielką ilością wody, mieszamy dokładnie i wlewamy do zupy pod koniec gotowania).
Subskrybuj:
Posty (Atom)