Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odporność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odporność. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 19 marca 2013
Hibiskus.
Te wczorajsze zawieje śnieżne to ostatki zimowe.
Tak jak w moich zimowych zapasach pozostały jedynie ostatki hibiskusowe.
Rozgrzewajmy się w te ostatki, zaopatrujmy organizm w bomby witaminowe (przede wszystkim polujmy na wit. C), przeciwzapalne i antybakteryjne. W taki hibiskus na przykład, z lipą i miodem.
Bo kiedy zaczniemy się tą wiosną rozbierać to zaskoczyć nas może jeszcze jakaś grypa.
Oby nie!
Zadbajmy więc o siebie zawczasu.
A i z grypą taka mikstura powalczy.
Hibiskus działa przeciwzapalnie i obniża gorączkę, lipa działa napotnie i wykrztuśnie, miód - wiadomo.
Torebkę herbaty lipowej wrzucamy do małego rondelka, zalewamy szklanką zimnej wody, powoli doprowadzamy do wrzenia, dorzucamy hibiskus i na małym ogniu gotujemy ok. 10 minut.
Kiedy lekko przestygnie dosładzamy miodem. Wieczorem można dodać kilka kropli rumu...
Ambrozja!
Ps. Opolanie i Opolanki! Niebawem jarmark przedświąteczny na Krakowskiej, szukajcie pani z ziołami w płóciennych workach!!! Ma własny hibiskus, czarnuszkę, rozmaryn, bazylię, oregano, tymianek, cząber i wiele innych wartościowych, aromatycznych, prawidłowo zebranych i wysuszonych ziół. Niestety nie pamiętam jak się nazywa, obiecywała że będzie do Opola wracać. Ja będę jej szukać!
środa, 13 marca 2013
Kapuśniak na zdrowie!
Niedawno czytałam ciekawy artykuł o kapuście kiszonej.
Zawsze wiedziałam o jej fantastycznych właściwościach, szczególnie jeśli chodzi o wzmacnianie odporności - poza ogromnymi ilościami soli mineralnych w tym wapnia, ma mnóstwo wit. C i naturalne probiotyki. Wiedziałam też że chroni przed pasożytami układu pokarmowego.
Ale nie wiedziałam że sok z kiszonej kapusty łagodzi kaszel. Nie wiedziałam też że odświeża ona umysł, daje poczucie radości i uodparnia na sytuacje stresowe, prawie jak czekolada!!!
Świetnie sprawdza się przy odchudzaniu i działa odmładzająco. ALE żeby rzeczywiście tak było trzeba zjadać ją regularnie. Przynajmniej raz w tygodniu.
Zimą kiedy wielkiego wyboru wśród warzyw nie mamy, zważając na to co sezonowe, naprawdę warto przypomnieć sobie o kiszonej kapuście i często po nią sięgać.
Oczywiście najlepiej dla nas gdybyśmy zjadali ją na surowo. Ale nie zawsze jest to możliwe - niektóre żołądki są na to zbyt wrażliwe... Dlatego warto zapamiętać aby nie gotować jej długo, wtedy nie straci zbyt wiele wartości.
Czasem otwieram słoik i wyjadam ją garściami, ale kiedy nie mam na to ochoty gotuję kapuśniak.
Wszystkie zupy robię podobnie - najpierw wywar z mięsa, do którego potem dorzucam resztę składników. Prosto i szybko. Tak też robię kapuśniak.
Tym razem zapomniałam o ziemniakach i wrzuciłam kapustę za szybko (ziemniaki nie ugotują się razem z kapustą - pozostaną twarde).
Ale nic straconego - ugotowałam ziemniaki osobno, podsmażyłam je z ulubioną surową kiełbasą - wyszło pysznie!
Bardzo dobry jest z dodatkiem wędzonego boczku, ale jeśli nie mam takiego 'swojskiego' robię bez.
Czy kapuśniak to dobry pomysł na obiad dla roczniaka? Absolutnie tak - ale bez soli, z ugotowanymi ziemniakami i bez smażonej kiełbasy. Mądrzy ludzie mówią, że kapustę kiszoną można podawać po 10 miesiącu życia.
Przepis na kapuśniak:
2 litry wywaru z indyka
1 duża marchew
1 pietruszka
kawałek selera
1/2 pora
1 cebula
1 kg kapusty kiszonej
5 ziemniaków
1 surowa kiełbasa ew. kawałek boczku
2 łyżki majeranku
1/2 łyżeczki zmielonego kminku
sól, pieprz do smaku
Na wywar używam zazwyczaj skrzydła bądź golonko indyczego, mięso potem podaję Młodszej Córce, Starsza zresztą też chętnie zjada.
Do wywaru dodaję obrane, w całości pietruszkę, seler i por. (Zwykle też w tym momencie dodaję pokrojone w kostkę ziemniaki, tym razem zapomniałam). Kiedy zmiękną trochę dorzucam startą marchew. W międzyczasie kroję cebulę w kostkę i duszę ją na maśle aż się zeszkli i dorzucam do garnka.
Kapustę kroję bardzo drobno i dodaję kiedy wszystkie warzywa są już miękkie. Bardzo lubię, kiedy kapusty jest tak dużo, można dać mniej - pół kilo spokojnie. Razem z kapustą dorzucam kminek.
Od tej chwili wystarczy kapuśniakowi jeszcze ok. 20 minut na średnim ogniu. Tak aby lekko kipiał.
Kiełbasę/boczek podsmażam, dodaję do zupy pod koniec gotowania i przyprawiam. Tym razem smażyłam je razem z ugotowanymi osobno, pokrojonymi w kostkę ziemniakami i dodałam do kapuśniaku już na talerzu. Wyszło genialnie!
Zawsze wiedziałam o jej fantastycznych właściwościach, szczególnie jeśli chodzi o wzmacnianie odporności - poza ogromnymi ilościami soli mineralnych w tym wapnia, ma mnóstwo wit. C i naturalne probiotyki. Wiedziałam też że chroni przed pasożytami układu pokarmowego.
Ale nie wiedziałam że sok z kiszonej kapusty łagodzi kaszel. Nie wiedziałam też że odświeża ona umysł, daje poczucie radości i uodparnia na sytuacje stresowe, prawie jak czekolada!!!
Świetnie sprawdza się przy odchudzaniu i działa odmładzająco. ALE żeby rzeczywiście tak było trzeba zjadać ją regularnie. Przynajmniej raz w tygodniu.
Zimą kiedy wielkiego wyboru wśród warzyw nie mamy, zważając na to co sezonowe, naprawdę warto przypomnieć sobie o kiszonej kapuście i często po nią sięgać.
Oczywiście najlepiej dla nas gdybyśmy zjadali ją na surowo. Ale nie zawsze jest to możliwe - niektóre żołądki są na to zbyt wrażliwe... Dlatego warto zapamiętać aby nie gotować jej długo, wtedy nie straci zbyt wiele wartości.
Czasem otwieram słoik i wyjadam ją garściami, ale kiedy nie mam na to ochoty gotuję kapuśniak.
Wszystkie zupy robię podobnie - najpierw wywar z mięsa, do którego potem dorzucam resztę składników. Prosto i szybko. Tak też robię kapuśniak.
Tym razem zapomniałam o ziemniakach i wrzuciłam kapustę za szybko (ziemniaki nie ugotują się razem z kapustą - pozostaną twarde).
Ale nic straconego - ugotowałam ziemniaki osobno, podsmażyłam je z ulubioną surową kiełbasą - wyszło pysznie!
Bardzo dobry jest z dodatkiem wędzonego boczku, ale jeśli nie mam takiego 'swojskiego' robię bez.
Czy kapuśniak to dobry pomysł na obiad dla roczniaka? Absolutnie tak - ale bez soli, z ugotowanymi ziemniakami i bez smażonej kiełbasy. Mądrzy ludzie mówią, że kapustę kiszoną można podawać po 10 miesiącu życia.
Przepis na kapuśniak:
2 litry wywaru z indyka
1 duża marchew
1 pietruszka
kawałek selera
1/2 pora
1 cebula
1 kg kapusty kiszonej
5 ziemniaków
1 surowa kiełbasa ew. kawałek boczku
2 łyżki majeranku
1/2 łyżeczki zmielonego kminku
sól, pieprz do smaku
Na wywar używam zazwyczaj skrzydła bądź golonko indyczego, mięso potem podaję Młodszej Córce, Starsza zresztą też chętnie zjada.
Do wywaru dodaję obrane, w całości pietruszkę, seler i por. (Zwykle też w tym momencie dodaję pokrojone w kostkę ziemniaki, tym razem zapomniałam). Kiedy zmiękną trochę dorzucam startą marchew. W międzyczasie kroję cebulę w kostkę i duszę ją na maśle aż się zeszkli i dorzucam do garnka.
Kapustę kroję bardzo drobno i dodaję kiedy wszystkie warzywa są już miękkie. Bardzo lubię, kiedy kapusty jest tak dużo, można dać mniej - pół kilo spokojnie. Razem z kapustą dorzucam kminek.
Od tej chwili wystarczy kapuśniakowi jeszcze ok. 20 minut na średnim ogniu. Tak aby lekko kipiał.
Kiełbasę/boczek podsmażam, dodaję do zupy pod koniec gotowania i przyprawiam. Tym razem smażyłam je razem z ugotowanymi osobno, pokrojonymi w kostkę ziemniakami i dodałam do kapuśniaku już na talerzu. Wyszło genialnie!
Smacznego!
środa, 30 stycznia 2013
Odżywczy barszcz ukraiński z pieczonych buraków.
Lubicie buraki?
Ja bardzo, ale nie zawsze tak było :) w dzieciństwie nie mogłam patrzeć na kolorowe zupy :)
Pomidorówka? Bleee...
Barszcz? Bleee...
No ale urosłam... i zmądrzałam ;)
Długo gotowałam tę zupę na wędzonce. Jest bardzo aromatyczna. Oczywiście wędzonka wędzona a nie wzbogacana chemicznym aromatem, który z prawdziwą wędzarnią nie ma nic wspólnego.
Na Opolszczyźnie na szczęście jest sporo małych producentów, u których nie boję się kupować, bo wiem, że dbają o to aby ich wyroby były naturalne i zdrowe.
Jednak od pewnego czasu ograniczam mięso w naszej diecie i zjadamy je 'od święta'. Tak jak nasze babki i prababki. Staram się aby w naszej kuchni więcej było kasz, strączków, sezonowych warzyw i owoców. Mięso jest dodatkiem. A nie odwrotnie.
I kiedy ugotowałam barszcz Liski, zdecydowałam że wersja bezmięsna na stałe zagości w naszej kuchni.
Tylko, że robię go wciąż po swojemu, jedyna zmiana to brak wspomnianej wędzonki :)
Dzień wcześniej piekę buraki. Myję je, odkrawam jedynie te cienkie fragmenty korzenia, zawijam każdy w folię aluminiową, i wkładam na blachę do piekarnika nagrzanego do 180st. C. Po godzinie sprawdzam widelcem czy są już miękkie. W zależności od odmiany i wielkości buraki pieką się dłużej lub krócej. Trzeba je sprawdzać po prostu. Pieczenie w całości, ze skórką pomaga zachować maksimum wartości odżywczych.
Z takich buraków można zrobić wszystko - zupę, carpaccio, użyć jako dodatek do drugiego dania np.: tak jak Brikola, dodać do sałatki, zamrozić na potem, lub pokroić w słupki i dać Maluchowi do spałaszowania ;)
Ten barszcz gotuję, gdy czuję się przemęczona, niedospana, brak mi cierpliwości i ciągle mi zimno. Bardzo dobry sposób na PMS ;) buraki jak wszyscy wiemy zawierają mnóstwo żelaza i kwasu foliowego, ale mają też wiele innych właściwości o których dużo się nie mówi. Działają oczyszczająco i odkwaszają organizm. Poprawiają funkcjonowanie wątroby i woreczka żółciowego, działają bakteriobójczo.
Polecam teraz szczególnie studentom, na czas... po sesji, który jest obfity w imprezowanie do białego rana.
Odtruje i postawi na nogi ;)
Składniki:
4-5 średnich upieczonych buraków
2 marchewki
1 pietruszka
1/4 korzenia selera
4 średnie ziemniaki
1/2 pora
1 cebula
1 jabłko
1 szklanka namoczonej przez noc ulubionej fasoli (pół szklanki nienamoczonej, podwaja objętość)
1 szklanka ugotowanej cieciorki (opcjonalnie)
5 ziaren ziela angielskiego
2 listki laurowe
1,5 litra wody
sok z połowy cytryny
sól, pieprz
do fasoli - pół łyżeczki kminku
Fasolę dzień wcześniej zalewam na noc wodą i dodaję do niej kminek. Następnego dnia gotuję w tej samej wodzie do miękkości. Nie dodaję soli, ale można posolić.
Jeśli jest to Jaś to razem z tą wodą w której się gotował dodaję do barszczu pod koniec gotowania, natomiast jeśli mam ciemną odmianę fasoli, odcedzam ją, bo ciemny wywar fasolowy psuje kolor barszczu.
Warzywa dokładnie myję i obieram. Seler, por, pietruszkę i cebulę wrzucam w całości do garnka, zalewam wodą i zaczynam gotować. Marchewkę kroję w plastry, ziemniaki w kostkę, obrane jabłko ścieram na tarce i dodaję do zupy. Gotuję aż zmiękną - można sprawdzić już po 20 - 25 minutach.
W tym czasie dodaję pieprz, liść laurowy i ziele angielskie.
Kiedy warzywa są już miękkie, dodaję fasolę i pokrojone buraki. Po 10-15 minutach buraki pięknie zabarwią zupę na czerwono - wtedy dodaję sok z cytryny, żeby zachować kolor.
Odkładam część zupy dla Młodszej Córki i wtedy dosalam. Zazwyczaj na tę ilość zupy wystarcza nam 1 płaska łyżeczka soli.
Jeśli mam ugotowaną cieciorkę to dodaję ją razem z fasolą i burakami. A gotuję ją tak.
Ja nie zagęszczam zup ani nie zabielam. Mąż lubi dodać sobie łyżeczkę śmietany do zupy już na talerzu.
Jeśli jednak lubicie zupę trochę zagęścić to polecam do tego mąką kukurydzianą. (1/5 łyżki zalewamy w kubeczku niewielką ilością wody, mieszamy dokładnie i wlewamy do zupy pod koniec gotowania).
Ja bardzo, ale nie zawsze tak było :) w dzieciństwie nie mogłam patrzeć na kolorowe zupy :)
Pomidorówka? Bleee...
Barszcz? Bleee...
No ale urosłam... i zmądrzałam ;)
Długo gotowałam tę zupę na wędzonce. Jest bardzo aromatyczna. Oczywiście wędzonka wędzona a nie wzbogacana chemicznym aromatem, który z prawdziwą wędzarnią nie ma nic wspólnego.
Na Opolszczyźnie na szczęście jest sporo małych producentów, u których nie boję się kupować, bo wiem, że dbają o to aby ich wyroby były naturalne i zdrowe.
Jednak od pewnego czasu ograniczam mięso w naszej diecie i zjadamy je 'od święta'. Tak jak nasze babki i prababki. Staram się aby w naszej kuchni więcej było kasz, strączków, sezonowych warzyw i owoców. Mięso jest dodatkiem. A nie odwrotnie.
I kiedy ugotowałam barszcz Liski, zdecydowałam że wersja bezmięsna na stałe zagości w naszej kuchni.
Tylko, że robię go wciąż po swojemu, jedyna zmiana to brak wspomnianej wędzonki :)
Dzień wcześniej piekę buraki. Myję je, odkrawam jedynie te cienkie fragmenty korzenia, zawijam każdy w folię aluminiową, i wkładam na blachę do piekarnika nagrzanego do 180st. C. Po godzinie sprawdzam widelcem czy są już miękkie. W zależności od odmiany i wielkości buraki pieką się dłużej lub krócej. Trzeba je sprawdzać po prostu. Pieczenie w całości, ze skórką pomaga zachować maksimum wartości odżywczych.
Z takich buraków można zrobić wszystko - zupę, carpaccio, użyć jako dodatek do drugiego dania np.: tak jak Brikola, dodać do sałatki, zamrozić na potem, lub pokroić w słupki i dać Maluchowi do spałaszowania ;)
Ten barszcz gotuję, gdy czuję się przemęczona, niedospana, brak mi cierpliwości i ciągle mi zimno. Bardzo dobry sposób na PMS ;) buraki jak wszyscy wiemy zawierają mnóstwo żelaza i kwasu foliowego, ale mają też wiele innych właściwości o których dużo się nie mówi. Działają oczyszczająco i odkwaszają organizm. Poprawiają funkcjonowanie wątroby i woreczka żółciowego, działają bakteriobójczo.
Polecam teraz szczególnie studentom, na czas... po sesji, który jest obfity w imprezowanie do białego rana.
Odtruje i postawi na nogi ;)
![]() |
jak widać w łyżce, dziatwa pomagała mi w fotografowaniu ;) |
Składniki:
4-5 średnich upieczonych buraków
2 marchewki
1 pietruszka
1/4 korzenia selera
4 średnie ziemniaki
1/2 pora
1 cebula
1 jabłko
1 szklanka namoczonej przez noc ulubionej fasoli (pół szklanki nienamoczonej, podwaja objętość)
1 szklanka ugotowanej cieciorki (opcjonalnie)
5 ziaren ziela angielskiego
2 listki laurowe
1,5 litra wody
sok z połowy cytryny
sól, pieprz
do fasoli - pół łyżeczki kminku
Fasolę dzień wcześniej zalewam na noc wodą i dodaję do niej kminek. Następnego dnia gotuję w tej samej wodzie do miękkości. Nie dodaję soli, ale można posolić.
Jeśli jest to Jaś to razem z tą wodą w której się gotował dodaję do barszczu pod koniec gotowania, natomiast jeśli mam ciemną odmianę fasoli, odcedzam ją, bo ciemny wywar fasolowy psuje kolor barszczu.
Warzywa dokładnie myję i obieram. Seler, por, pietruszkę i cebulę wrzucam w całości do garnka, zalewam wodą i zaczynam gotować. Marchewkę kroję w plastry, ziemniaki w kostkę, obrane jabłko ścieram na tarce i dodaję do zupy. Gotuję aż zmiękną - można sprawdzić już po 20 - 25 minutach.
W tym czasie dodaję pieprz, liść laurowy i ziele angielskie.
Kiedy warzywa są już miękkie, dodaję fasolę i pokrojone buraki. Po 10-15 minutach buraki pięknie zabarwią zupę na czerwono - wtedy dodaję sok z cytryny, żeby zachować kolor.
Odkładam część zupy dla Młodszej Córki i wtedy dosalam. Zazwyczaj na tę ilość zupy wystarcza nam 1 płaska łyżeczka soli.
Jeśli mam ugotowaną cieciorkę to dodaję ją razem z fasolą i burakami. A gotuję ją tak.
Ja nie zagęszczam zup ani nie zabielam. Mąż lubi dodać sobie łyżeczkę śmietany do zupy już na talerzu.
Jeśli jednak lubicie zupę trochę zagęścić to polecam do tego mąką kukurydzianą. (1/5 łyżki zalewamy w kubeczku niewielką ilością wody, mieszamy dokładnie i wlewamy do zupy pod koniec gotowania).
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Owsianka Teściowej
Wbrew pozorom teściowe się przydają ;)
Ja na temat swojej żartować nie będę, bo dużo jej zawdzięczam i jest naprawdę fajną teściową :) serio.
A w dodatku w Jej kuchni też znajduję sporo inspiracji! Chociażby taka owsianka.
Zawsze robiłam ją tak samo - gotowałam płatki z pokrojonym surowym jabłkiem, dodawałam cynamon i tyle. Bardzo prosto i smacznie. Ale można smaczniej. I zdrowiej.
Owies jest polecany maluchom, którym do diety wprowadza się gluten. Dlatego że gluten owsiany jest lepiej przyswajalny. Podobnie jak gluten orkiszowy.
Właściwości odżywcze ma ogromne, nie rozumiem dlaczego przez długi czas kojarzony był głównie z paszą dla koni... Wszystkich wymieniać nie będę bo w Internecie jest na ten temat mnóstwo artykułów i nie chcę ich powielać :) ale chciałam skupić się dzisiaj (bo jeszcze do owsa wrócimy) na tym jak ważne jest aby jadać ciepłą owsiankę na śniadanie - szczególnie zimą.
Bo że wychodzić z domu bez śniadania się nie powinno, że to niezdrowe, zabija naszą odporność itd każdy wie, no nie? A ciepła owsianka wg poniższego przepisu rozgrzewa, odżywia, wzmacnia odporność, poprawia śluzówkę układu pokarmowego, wzmacnia włosy i paznokcie, podnosi poziom endorfin ze względu na wyśmienity smak ;) czego chcieć więcej? :)
Wariacji na temat owsianki jest mnóstwo, można gotować ją razem z ulubionymi suszonymi owocami - daktylami, morelami, gruszkami, figami etc. Ja jednak trzymam się tego swojego jabłka, bo nadaje ono świeżości w smaku, jeśli można tak to ująć... Suszone owoce wolę dodać już kiedy owsiankę mam na talerzu.
Szczególnie ceni sobie takie śniadania mój Mąż, biegacz :) po takim posiłku ma więcej siły trening :) owies i suszone owoce dostarczają mu węglowodanów, mleko/jogurt białka, a rozgrzewające przyprawy sprawiają, że łatwiej mu biegać w mroźne poranki.
Składniki:
250g płatków owsianych górskich
1 jabłko
2 łyżki zmielonego siemienia lnianego
1/2 łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki imbiru
1/4 łyżeczki kurkumy
1/4 łyżeczki kardamonu
ciepłe mleko/jogurt
Płatki opłukać sporą ilością wody - na wierzch wypływają łuski, które warto powybierać, żeby potem nie kuły w dziąsła ;), przecedzić. Ponownie zalać wodą, mniej więcej taką samą objętością jaką zajmują płatki w garnku. Dodać pokrojone w kostkę jabłko i doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć ogień do minimum i dodać siemię lniane. Owsianka ma sobie leciutko pykać aż wsiąknie całą wodę, pamiętajcie o mieszaniu, bo przywrze do dna! Pod koniec w ogóle można wyłączyć ogień, przykryć szczelnie garnek i tak sobie dojdą. Pod koniec gotowania dodać przyprawy.
Ja zawsze gotuję owsianki więcej, tak żeby wystarczyło na śniadanie następnego dnia. Wtedy jest ona jeszcze lepsza bo śluz lnu i kleistość owsa są jeszcze bardziej wyczuwalne, co daje owsiance aksamitnej konsystencji!!! Wierzcie mi, pycha!
Gotową owsiankę nakładamy na talerz, zalewamy ciepłym przegotowanym mlekiem, lub dodajemy jogurtu* - wg upodobania i posypujemy rodzynkami oraz żurawiną.
Celowo nie dodałam w przepisie soli. Moim zdaniem spokojnie można ją pominąć w tej wersji. Nasza Młodsza Córka pałaszuje tę owsiankę aż miło patrzeć :)
PS. Już niedługo będzie można posłuchać o mojej owsiance w tej audycji :)
*naturalnego oczywiście ;)
Ja na temat swojej żartować nie będę, bo dużo jej zawdzięczam i jest naprawdę fajną teściową :) serio.
A w dodatku w Jej kuchni też znajduję sporo inspiracji! Chociażby taka owsianka.
Zawsze robiłam ją tak samo - gotowałam płatki z pokrojonym surowym jabłkiem, dodawałam cynamon i tyle. Bardzo prosto i smacznie. Ale można smaczniej. I zdrowiej.
Owies jest polecany maluchom, którym do diety wprowadza się gluten. Dlatego że gluten owsiany jest lepiej przyswajalny. Podobnie jak gluten orkiszowy.
Właściwości odżywcze ma ogromne, nie rozumiem dlaczego przez długi czas kojarzony był głównie z paszą dla koni... Wszystkich wymieniać nie będę bo w Internecie jest na ten temat mnóstwo artykułów i nie chcę ich powielać :) ale chciałam skupić się dzisiaj (bo jeszcze do owsa wrócimy) na tym jak ważne jest aby jadać ciepłą owsiankę na śniadanie - szczególnie zimą.
Bo że wychodzić z domu bez śniadania się nie powinno, że to niezdrowe, zabija naszą odporność itd każdy wie, no nie? A ciepła owsianka wg poniższego przepisu rozgrzewa, odżywia, wzmacnia odporność, poprawia śluzówkę układu pokarmowego, wzmacnia włosy i paznokcie, podnosi poziom endorfin ze względu na wyśmienity smak ;) czego chcieć więcej? :)
Wariacji na temat owsianki jest mnóstwo, można gotować ją razem z ulubionymi suszonymi owocami - daktylami, morelami, gruszkami, figami etc. Ja jednak trzymam się tego swojego jabłka, bo nadaje ono świeżości w smaku, jeśli można tak to ująć... Suszone owoce wolę dodać już kiedy owsiankę mam na talerzu.
Szczególnie ceni sobie takie śniadania mój Mąż, biegacz :) po takim posiłku ma więcej siły trening :) owies i suszone owoce dostarczają mu węglowodanów, mleko/jogurt białka, a rozgrzewające przyprawy sprawiają, że łatwiej mu biegać w mroźne poranki.
Składniki:
250g płatków owsianych górskich
1 jabłko
2 łyżki zmielonego siemienia lnianego
1/2 łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki imbiru
1/4 łyżeczki kurkumy
1/4 łyżeczki kardamonu
ciepłe mleko/jogurt
Płatki opłukać sporą ilością wody - na wierzch wypływają łuski, które warto powybierać, żeby potem nie kuły w dziąsła ;), przecedzić. Ponownie zalać wodą, mniej więcej taką samą objętością jaką zajmują płatki w garnku. Dodać pokrojone w kostkę jabłko i doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć ogień do minimum i dodać siemię lniane. Owsianka ma sobie leciutko pykać aż wsiąknie całą wodę, pamiętajcie o mieszaniu, bo przywrze do dna! Pod koniec w ogóle można wyłączyć ogień, przykryć szczelnie garnek i tak sobie dojdą. Pod koniec gotowania dodać przyprawy.
Ja zawsze gotuję owsianki więcej, tak żeby wystarczyło na śniadanie następnego dnia. Wtedy jest ona jeszcze lepsza bo śluz lnu i kleistość owsa są jeszcze bardziej wyczuwalne, co daje owsiance aksamitnej konsystencji!!! Wierzcie mi, pycha!
Gotową owsiankę nakładamy na talerz, zalewamy ciepłym przegotowanym mlekiem, lub dodajemy jogurtu* - wg upodobania i posypujemy rodzynkami oraz żurawiną.
Celowo nie dodałam w przepisie soli. Moim zdaniem spokojnie można ją pominąć w tej wersji. Nasza Młodsza Córka pałaszuje tę owsiankę aż miło patrzeć :)
PS. Już niedługo będzie można posłuchać o mojej owsiance w tej audycji :)
*naturalnego oczywiście ;)
poniedziałek, 21 stycznia 2013
na rozgrzanie, bez prądu ;)
Wczoraj przeczytałam, że picie herbaty z cytryną, tak popularnej w sezonie zimowym, wcale nie jest takie dobre dla naszego organizmu, jak mi się wydawało. Aluminium, które w czarnej herbacie wcale nam nie zagraża, po wejściu w reakcję z kwasem cytrynowym staje się cytrynianem glinu, który już nie jest taki łatwy do wydalenia. Odkłada się w tkankach uszkadzając je, a szczególnie narażone są komórki mózgowe, co może stać się jedną z przyczyn chociażby choroby Alzheimera...
Zrobiłam wielkie oczy, bo herbatę z cytryną uwielbiam zimą, szczególnie taką mocno osłodzoną miodem. Zawsze wydawało mi się że jest to super rozgrzewający napój, bardzo pomocny w stanach osłabienia, kiedy odporność leci na łeb i na szyję...
A właśnie dzisiaj, jakoś bardziej potrzebowałam czegoś co mnie mocno rozgrzeje, bo w gardle lekko zaczęło drapać. Czegoś co będzie miało tę cytrynę i miód ;)
Otwieram szufladę z herbatami i pierwsza pod ręką znajduje się herbata malinowa. Hm... zobaczymy.
Tak! to był strzał w dziesiątkę. Smakuje nawet lepiej niż czarna. Słodko kwaśna, orzeźwiająca a jednocześnie rozgrzewająca. Wypiłam już jej dzisiaj chyba z litr. Nawet kawa zeszła na drugi plan ;)
czego potrzebujemy?
- herbatki malinowej
- soku z połowy cytryny
- 2 łyżeczek miodu, ew. cukru trzcinowego.
- wrzątku ;)
Dobrze jest sok z cytryny i miód dodać, kiedy herbata nieco ostygnie, bo we wrzątku stracą większość swoich dobroczynnych właściwości.
Zrobiłam wielkie oczy, bo herbatę z cytryną uwielbiam zimą, szczególnie taką mocno osłodzoną miodem. Zawsze wydawało mi się że jest to super rozgrzewający napój, bardzo pomocny w stanach osłabienia, kiedy odporność leci na łeb i na szyję...
A właśnie dzisiaj, jakoś bardziej potrzebowałam czegoś co mnie mocno rozgrzeje, bo w gardle lekko zaczęło drapać. Czegoś co będzie miało tę cytrynę i miód ;)
Otwieram szufladę z herbatami i pierwsza pod ręką znajduje się herbata malinowa. Hm... zobaczymy.
Tak! to był strzał w dziesiątkę. Smakuje nawet lepiej niż czarna. Słodko kwaśna, orzeźwiająca a jednocześnie rozgrzewająca. Wypiłam już jej dzisiaj chyba z litr. Nawet kawa zeszła na drugi plan ;)
czego potrzebujemy?
- herbatki malinowej
- soku z połowy cytryny
- 2 łyżeczek miodu, ew. cukru trzcinowego.
- wrzątku ;)
Dobrze jest sok z cytryny i miód dodać, kiedy herbata nieco ostygnie, bo we wrzątku stracą większość swoich dobroczynnych właściwości.
Subskrybuj:
Posty (Atom)