Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 4 lutego 2016
Ekspresowy tłusty czwartek.
Kiedyś kombinowałam z zielonymi bananami, tymi zwykłymi 'naszymi', bo odkryłam, że po połączeniu z dowolną* mąką bezglutenową, robi się ciasto, z którym pracuje się prawie tak fajnie jak z pszenicznym. A przynajmniej tak fajnie się je ugniata. Zrobiłam z niego pierogi z jagodami, nie do końca udane, i obiecałam sobie że jeszcze kiedyś coś pokombinuję.
Generalnie ciasto nie nadaje się za bardzo do gotowania. Do smażenia i pieczenia tak. Ale robi się po jakimś czasie dość twarde, więc nie może być zbyt grube.
Gotowe faworki jedliśmy tylko na świeżo, więc nie wiem jak się przechowują i czy nie zrobią się jutro twarde jak kamień. Jeśli jakiegoś uda mi się zbunkrować przed Starszą Córką i przed sobą ;-) to dopiszę jutro czy pozostał zjadliwy. Nie wiem jakie ciasto wyjdzie z dojrzałych bananów, na pewno nie tak elastyczne.
Ciasta z przepisu starczy na pokaźną ilość chruścików. Dla jednej osoby można zrobić z połowy proporcji. Chyba że jest łasuchem, to droga wolna.
No to do dzieła!
Platanowo-bananowe faworki:
2 zielone banany
2 filiżanki mąki z platanów
2 łyżki mąki z tapioki
2 łyżki oleju kokosowego
szczypta soli
zmielony cukier kokosowy do posypania
smalec do smażenia
Banany miksujemy blenderem na gładką masę, trochę dłużej niż potrzeba - żeby napowietrzyć.
Dodajemy pozostałe składniki i ugniatamy ciasto.
Dalej postępujemy tak jak z tradycyjnymi faworkami, jedynie zawijać je trzeba odrobinę ostrożniej.
Smażą się dość szybko. Chrupią!
Smacznego!
* z wyjątkiem kokosowej i orzechowych mąk.
piątek, 6 lutego 2015
Daktylowe amarantuski.
Kiedyś, dawno temu, przeglądając blog Delimammy natknęłam się na fajne domowe, owocowe żelki. Takie zawijaski. Nie dość że śliczne to jeszcze smaczne. I zdrowe, bo bez cukru.
Mają tylko jedną wadę - wychodzi ich mało i szybko się kończą.
Obie Córki przepadają za żelkami, chociaż tych sklepowych miśków nie jadły już bardzo dawno. I żeby je uszczęśliwić - bo akurat rozłożyło je w karnawale - zorganizowałam im taki domowy bal. Poprzebierałam, puściłam soundtrack z ulubionej ostatnio bajki i zrobiłam coś na kształt gumy do żucia, wzbogacając mus owocowy amaratnusowym poppingiem - żeby wyszło więcej. Dorzuciłam im do menu jeszcze domowe suszone banany. Są fantastyczne, ciągnące, bardzo słodko karmelowe. Wystarczy pokroić świeże banany w paseczki, ułożyć w suszarce do owoców i warzyw, i suszyć na najwyższej temperaturze przez kilka godzin. My zostawiamy suszarkę włączoną na noc i rano mamy gotowe łakocie, które dziewczyny mogą zabrać do przedszkola na podwieczorek.
Daktylowe amarantuski:
Szklanka suszonych daktyli
3-4 suszone morele niesiarkowane
garstka suszonej żurawiny
1 szklanka gorącej wody
1 szklanka poppingu z amarantusa
Owoce przelewamy wrzątkiem a następnie zalewamy gorącą wodą i zostawiamy na godzinę. Po tym czasie miksujemy blenderem na gładki mus. Mieszamy z amarantusem, rozsmarowujemy 2mm warstwę na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Suszymy kilka godzin w piekarniku w temp. 80st. C. z termoobiegiem, do momentu aż przestanie się kleić przy dotknięciu palcem. Po wyjęciu pokroić ostrym nożem w prostokąty.
Ja nasze amarantuski wstawiłam późną nocą i wyjęłam wczesnym rankiem.
czwartek, 29 stycznia 2015
Zupa groszkowa z czosnkiem i tymiankiem.
Wczoraj zrobiłam taką tradycyjną jarzynową, z brukselką. Wyszła pyszna, nie mogłam się nią najeść. Dawno już nie gotowałam takiej zwykłej zupy. Córkom za to nie bardzo smakowała... Młodsza wygrzebała ziemniaki a Starsza kazała ją sobie zmiksować...
Znaczy że mam kontynuować zupy kremowe, najlepiej takie w jednym, ładnym kolorze. Najlepiej schodzi dyniowa z imbirem. Jest na naszym stole przynajmniej dwa razy w tygodniu. Udało nam się, a raczej Teściowi, wyhodować ogromne dynie na ogrodzie i jeszcze wyjadamy zapasy. Niestety nie są one tak wielkie, jak potrzeby Córek, więc inne kolory zup są jak najbardziej wskazane, żeby dynia nie wyszła nam zbyt szybko.
W rezultacie dzisiaj groszkowa. Z dużą ilością czosnku, bo aktualnie Młodsza Córka zainfekowana jest - kaszle, smarka i gorączkuje. Do tego tymianek i kropla oliwy z pestek dyni.
Pyszna.
Zupa groszkowa z czosnkiem i tymiankiem
1 duża cebula
1/2 pora
ćwiartka selera
1 pietruszka
1 główka czosnku
1 opakowanie mrożonego zielonego groszku
1 łyżka masła klarowanego
1 łyżeczka suszonego tymianku
sól, pieprz do smaku
Cebulę, pora i większą część czosnku obieramy, siekamy i dusimy na maśle aż się zeszklą. Dorzucamy obrane i pokrojone na mniejsze kawałki pietruszkę i selera oraz wsypujemy groszek.
Zalewamy wodą tak, aby przykryła zawartość garnka o mniej więcej dwa centymetry. Gotujemy aż warzywa i groszek zmiękną. Dodajemy przyprawy, 3-4 pozostałe ząbki czosnku, i miksujemy.
Podajemy z podsmażonymi, cienkimi plastrami wędzonego boczku, odrobiną oliwy z pestek dyni i posypujemy tymiankiem.
Smacznego!
piątek, 2 stycznia 2015
Urodzinowe ciasto imbirowe z gruszkami i tahiną.
Pierwsze
primo! ma dziś dwa lata!
Ciasto przed chwilą wyjechało z piekarnika. Po domu biegają Córki z bratankami.
Na ramieniu wierzga trzymiesięczny Synek i z zaciekawieniem obserwuje harce starszej dzieciarni.
Jest chaos.
Jest dobrze.
Wiem, że ze zdrowego produktu można przyrządzić niezdrowe danie, bo trzeba wiedzieć jak się z nim obchodzić.
Często też jest tak, że ze zdrowych produktów organizm nie zaczerpnie tego bogactwa jakie zawierają, bo trzeba je najpierw specjalnie przygotować, żeby wartości odżywcze były dla niego biodostępne.
Wielką sztuką jest gotowanie. Żeby potrawy nie tylko smakowały ale i odżywiały. Mam wrażenie że odkryłam dopiero wierzchołek góry lodowej. A moje gotowanie z blogowaniem trwa już przecież dwa lata!
Ciasto, które osłodzi nasze świętowanie, zainspirowane jest tym z COOLmagu, autorstwa Kasi.
Wersja bezglutenowa i bezorzechowa.
Pyszna. Właśnie wciągam drugi kawałek!
Ciasto imbirowe z gruszkami i tahiną.
4 gruszki
sok z połowy cytryny
125 g miękkiego masła
50 g tahiny
150 g cukru trzcinowego
3 jajka
100 g mąki ryżowej
75 g mąki gryczanej
1 łyżka startego świeżego imbiru
1/2 łyżeczki kardamonu
1/2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
Gruszki obieramy, przekrajamy na pół, nacinamy wzdłuż i zalewamy sokie z cytryny.
Odstawiamy.
Blaszkę (kwadratową do brownies, albo mniejszą prostokątkną) smarujemy masłem i wysypujemy mąką.
Masło, tahinę, cukier i jajka miksujemy.
Mąkę, suche przyprawy, sodę i proszek do pieczenia mieszamy dokładnie.
Łączymy składniki suche i mokre niedbale, dodając na tym etapie imbir.
Wykładamy gęste ciasto na blaszkę, na nim układamy gruszki. Będzie się wydawało, że ciasta jest za mało, ale spokojnie - urośnie.
Pieczemy w 170st C przez 40 minut.
Smacznego!
sobota, 20 grudnia 2014
Idealne bezglutenowe pierniczki daktylowe.
Natchniona przepisem Szalonej Marchewki z najnowszego magazynu COOLmag zrobiłam, wraz z Córkami, pierwsze bezglutenowe pierniczki w swojej karierze kuchennej. I wyszły przepyszne!
(przy okazji - w tym samym numerze znajdziecie artykuł o tym jak leczyć się naturalnie z pomocą tego, co można znaleźć we własnej kuchni).
Orzechy, które są w oryginalnym przepisie, pominęłam ze względu na Młodszą Córkę i Synka. Miód zastapiłam melasą buraczaną, bo poczytałam ostatnio o miodzie więcej i podgrzewanie go nie tylko powoduje utratę jego cennych właściwości, ale może być szkodliwe w większej ilości. W piernikach jest trochę więcej niż dwie łyżki, więc zdecydowanie podmieniłam miód na coś innego, równie słodkiego, co można podgrzewać.
Podobnie jest z orzechami i pestkami, zawierającymi tłuszcze nienasycone. W wyniku podgrzewania tłuszcze utleniają się i powstają toksyczne transy, więc taka na przykład mąka migdałowa do pieczenia się nie nadaje. I trochę to kurna chata męczy. Co chwilę dowiaduję się, że to, co uważałam za zdrowe do tej pory i świetnie nadające się jako zamiennik dla mąki pszennej, wcale takie super nie jest. Zwariować można od tego co wydawało się że można, a potem okazuje się że jednak nie można. Człowiek całe życie się uczy i dalej nic nie wie. O!
Dobrze, ponarzekałam sobie, to się pochwalę że choinka już ubrana, chociaż kompletnie nie wiem co będziemy jeść na Wigilię i w Święta. I dobrze że jeszcze nie tak dawno przechodziłam syndrom wicia gniazda. Dzięki Synkowi generalne porządki można powiedzieć że odbębnione. Nie ważne że ponad dwa miesiące temu!
Przy
okazji, w tym przedświątecznym pomieszaniu z poplątaniem składam
Wam wszystkim najpiękniejsze życzenia świąteczne! Niech Boże
Narodzenie będzie pełne! Nawet jeśli za oknem wciąż jesień :)
Zapraszam na daktylowe pierniczki!
1 i 1/2 szklanki mąki jaglanej
1 i 1/2 szklanki mąki gryczanej + tyle ile weźmie ciasto
2 duże jajka
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki daktyli
1/3 szklanki melasy z buraków
przyprawa do pierników bez dodatku mąki i cukru
1 łyżeczka sody oczyszczonej
100 g roztopionego i ostudzonego masła
Daktyle zalać na chwilę wrzątkiem, odcedzić i zmiksować na krem.
Suche składniki mieszamy ze sobą dokładnie, dodajemy daktyle, melasę i jajka. Pod koniec wyrabiania dodajemy masło. Wyrabiamy ewentualnie dosypując jeszcze mąki gryczanej jeśli ciasto się klei.
Dzięki temu że masło dodaliśmy na końcu, ciasto nie powinno zbytnio przyklejać się do stolnicy i wałka, ale delikatnie podsypujemy je mąką przed wałkowaniem. Dalej postępujemy tak jak z tradycyjnymi pierniczkami - wałkujemy na grubość ok. 5 mm, wycinamy dowolne kształty i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180st. C przez około 10-11 minut, bez termoobiegu.
Studzimy na kuchennej kratce i powstrzymujemy się żeby nie zjeść wszystkich na raz!
poniedziałek, 17 lutego 2014
Placki z kaszy gryczanej, marchewki i jarmużu.
Coś bardzo odżywczego i prostego jednocześnie.
Kasza gryczana niepalona gości w naszej kuchni i tu na blogu dość często bo jest wdzięcznym produktem spożywczym. Nadaje się równie dobrze do sycącego gulaszu jak i do ciasta. Mniam.
Takie placuszki świetnie smakują z dipem jogurtowo-czosnkowym. Do kaszy można dodać różnego rodzaju warzywa, najlepiej sezonowe.
Placki z kaszy gryczanej, marchewki i jarmużu.
1 szklanka kaszy gryczanej niepalonej
2 szklanki wrzątku
2 marchewki
pęczek jarmużu
2 cebule
1 jajko
2-3 łyżki mąki żytniej (może być każda inna)
sól, pieprz ziołowy do smaku.
masło klarowane do smażenia
Kaszę gryczaną płuczemy, zalewamy wrzątkiem i gotujemy do miękkości - aż wchłonie całą wodę. Na tym etapie nie soliłam.
Cebulę siekamy drobno i podsmażamy na maśle klarowanym aż się zeszkli. Marchew trzemy na tarce. Jarmuż siekamy.
Podstygniętą kaszę łączymy z przygotowanymi warzywami, wbijamy jajko, dodajemy mąkę i przyprawy.
Wszystko dokładnie mieszamy i smażymy małe placuszki na rogrzanym maśle.
Trzeba się z nim obchodzić dość ostrożnie, bo troszkę się rozpadają - jeśli jednak stwierdzicie, że rozpadają się bardzo - dodajcie jeszcze jedno jajko. Powinno być ok. :)
Nasz dip czosnkowy ma w sobie jogurt, dwa ząbki czosnku, troszkę soli i pieprzu czarnego.
Smacznego!
czwartek, 19 grudnia 2013
Świąteczny pudding.
Kiedy oglądam program kulinarny Nigelli Lawson trochę nie rozumiem fenomenu jej kuchni, przy takiej ilości połproduktów jak i 'gotowców', których używa. Mimo to oglądam urzeczona i mam ochotę ugotować dokładnie to samo. Albo prawie dokładnie (bulion z torby?).
Podoba mi się jej sposób gospodarowania resztkami. Sama nie lubię wyrzucać jedzenia, ale przy mojej niekonsekwencji czy przy moim zapominalstwie, zdarza mi się to od czasu do czasu.
Ostatnio częściej, kiedy więcej eksperymentów z pieczywem, ciastem na drożdżach - ale bez pszenicy.
Taki przykład.
Znalazłam w internetach przepis na coś jak cinnamon rolls z kardamonem - z mąki żytniej i owsianej. W smaku było super.
Ale konsystencja gliniasta, przylegająca do zębów i trudna do przełknięcia. Koszmar.
I co zrobić z całą dużą blachą tego ustrojstwa?
Starsza Córka zjadła dzielnie kilka zawijasów. Nawet jej smakowały, brała do przedszkola na podwieczorek. Więc - powiedzmy - sukces.
Ale ile może przerobić czterolatek? Zostało sporo. I wtedy trafiłam na odcinek Kuchni Nigelli, w którym przygotowuje pudding z czerstwego chleba. Bosko!
Córka dostała stuningowane danie, które jej smakowało a i reszta członków rodziny zjadła ze smakiem.
Uznałam że to dobry pomysł na poświąteczne resztki. Czerstwego chleba, ale też wyschniętych pierników czy innych drożdżowych makowców. Z niczego można zrobić COŚ.
Świeżego o kremowej konsystencji, z chrupiącym wierzchem.
Wciąż smakującego świętami.
Świąteczny pudding.
250g czerstwego chleba, ciasta pokrojonego w kostkę
1/2 l mleka
125ml śmietany 12%
40g cukru (jeśli robimy tylko z chleba)
3 jajka
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki kardamonu
2 łyżki cukru muscovado
Chleb umieszczamy w okrągłym naczyniu żaroodpornym o średnicy ok. 23cm.
Mleko, śmietankę, jajka, cukier i przyprawy miksujemy. Otrzymaną miksturą zalewamy pieczywo i zostawiamy na około 20 minut - do momentu aż dobrze nasiąknie i będzie miękkie.
Wierzch posypujemy dwoma łyżkami cukru.
Pieczemy w 180st. C przez 40 minut.
Zjadamy jeszcze ciepłe.
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Święta bez pszenicy...
W Opolskiej Blogosferze Kulinarnej aż kipi od pomysłów, a z niepohamowanej rządzy tworzenia zrodził się magazyn kulinarno-kulturalny Coolmag.
Pierwsze wydanie i od razu specjalne - bo świąteczne. Mnóstwo w nim przepisów na świąteczne smakołyki od słodkości poprzez pasztety, do pysznych likierów. Są też felietony, wywiady i... zresztą - zobaczcie sami!
Pierwsze wydanie i od razu specjalne - bo świąteczne. Mnóstwo w nim przepisów na świąteczne smakołyki od słodkości poprzez pasztety, do pysznych likierów. Są też felietony, wywiady i... zresztą - zobaczcie sami!
Mój wkład w magazyn to przepisy na pierogi, pierniki i kutię bez pszenicy.
Pysznej lektury!
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Bezglutenowe popękane ciasteczka czekoladowe.
Są to pierwsze ciasteczka jakie w ogóle upiekłam. Testując nowy piekarnik, w nowym nieumeblowanym mieszkaniu, po przeprowadzce w grudniu. Żeby piękniej popękały wystawiałam je przed upieczeniem na mroźny balkon. A potem szybko toczyłam je w miseczce pełnej cukru pudru i myk do rozgrzanego piekarnika. Nawet mam gdzieś zdjęcia tych pierwszych.
Córki bardzo lubią te ciasteczka, mimo że są zrobione z dużej ilości gorzkiej czekolady, za którą nie przepadają.
W tym roku nasze Święta będą inne. Równie tradycyjne, ale bez pszenicy. Tylko o tym innym razem.
Ciasto na ciasteczka to brownie Anny Marii. Pracuje się z nim podobnie, jednak ciasteczka nie są już tak okrąglutkie i kształtne. Ale smak i konsystencja! Lekko chrupiąca skórka, wnętrze jak czekoladowa chmurka. Nie do opisania! Trzeba po prostu zrobić!
Bezglutenowe chocolate crinkles:
225 g gorzkiej czekolady
3 jajka
225 g masła
150 g mielonych migdałów
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
150 g cukru
pół szklanki cukru pudru
Migdały dzień wcześniej zalewamy wrzątkiem i zostawiamy na noc. Rano obieramy ze skórki i zostawiamy do wyschnięcia, albo prażymy, następnie mielimy na proszek.
Czekoladę rozpuszczamy z masłem w kąpieli wodnej. Studzimy.
Jajka ubijamy z cukrem do białości na koniec dodajemy migdały.
Łączymy dokładnie czekoladę z masą jajeczno-migdałową i odstawiamy na noc do lodówki. Albo na dwie godziny do zamrażalnika.
Następnie rozgrzewamy piekarnik do 180st. C. Cukier puder wsypujemy do miseczki.
Ciasto nabieramy łyżeczką (dość twarde jest, więc trzeba się pomęczyć), formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego, obtaczamy je w cukrze pudrze i układamy na blaszce.
Jeśli podczas formowania kulek czujemy, że ciasto klei się zbyt mocno i robi się miękkie - chowamy hurtem kulki do zamrażalnika na parę minut i dopiero potem obtaczamy w cukrze pudrze, układamy na blaszcze i wkładamy do piekarnika.
Pieczemy przez 12 minut.
W kiedy pierwsza porcja się piecze resztę ciasta chowamy na zamrażalnika.
Jest z nimi trochę zachodu, można pominąć tę zabawę z domrażaniem, ale wtedy ciasteczka nie popękają już tak ładnie - chociaż na smaku nie stracą nic a nic!
Ważny jest też cukier puder, najlepiej jeśli jest taki bardziej sypki i suchy, ten bardziej wilgotny i klejący znika na ciasteczkach. Niestety nie podam firmy, bo nie pamiętam jakiego używałam w zeszłym roku. W tym miałam kiepski...
A tu kilka zdjęć archiwalnych :) jest różnica między tymi na pierwszym zdjęciu a tymi poniżej, ale smakowo te z migdałami wygrywają!
piątek, 15 listopada 2013
Kasza jaglana i gruszka.
Więc spokojnie przygotowuję syropy z cebuli i buraka, robię herbatkę lipową z sokiem z rokitnika i z miodem, nacieram Córkom plecy gęsiną i gotuję potrawy z kaszy jaglanej.
Bardzo ważne jest odkwaszenie organizmu podczas infekcji i kasza jaglana bardzo dobrze sobie z tym radzi.
Poza tym ma właściwości rozgrzewające i wzmacniające - lekko strawna, nie obciąża walczącego z chorobą organizmu za to doskonale go odżywia.
Można z niej przygotować mnóstwo smakołyków, od puree po naleśniki.
Bardzo fajny jest taki na przykład budyń, który przygotowałam z pomocą speedcooka - i znów - mój blender nie doprowadzi jaglanki do tak gładkiej konsystencji. Naprawdę ciężko będzie się z nim rozstać...
Gruszkowy budyń jaglany:
(na dwie osoby)
1 szklanka ugotowanej, jeszcze gorącej kaszy jaglanej
1/2 szklanki gorącej wody
1 obrana i pokrojona na kawałki świeża soczysta gruszka
1/4 łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki kardamonu
1/4 łyżeczki imbiru
szczypta kurkumy
miód/cukier trzcinowy do smaku
Wszystkie składniki umieszczamy w blenderze i miksujemy do momentu uzyskania gładkiej i lśniącej masy.
(Speedcook: obroty - 8, czas - 45sekund). Jeśli okaże się że konsystencja będzie jeszcze zbyt gęsta - dolewamy po kilka łyżek wody i miksujemy ponownie.
Przełożyć do salaterek, posypać ulubionymi bakaliami. Smacznego!
środa, 13 listopada 2013
Kulinarny Dzień Niepodległości.
Moje miasto w tym roku świętowało wyjątkowo.
Na Opolskim Rynku, dzięki współpracy Urzędu Miasta i Opolskiej Blogosfery Kulinarnej, mieszkańcy mogli spróbować kuchni z lat 20-tych ubiegłego wieku. Kuchni Polski Niepodległej.
Miałam zaszczyt brać udział w tym przedsięwzięciu i muszę przyznać że piękniej tego dnia spędzić nie mogłam. Tyle wzruszeń! Okazuje się że nie jest aż tak źle z naszą znajomością polskich pieśni patriotycznych, chętni do wypróbowania przygotowanych dań 'płacili' piosenką, bądź wierszem. Dzieci recytowały powszechnie znany 'Katechizm polskiego dziecka' W. Bełzy - Kto ty jesteś? Polak mały! - a potem ze smakiem zjadały polską szarlotkę, albo słodkie pischingery.
Panie i Panowie, którzy pamiętają jeszcze tamte czasy przejmująco śpiewali pieśni, które towarzyszyły im na codzień. Kombatanci prezentowali wojskowe ordery...
Przez myśl mi nawet nie przeszło, że to przedsięwzięcie spotka się z tak entuzjastycznym odzewem, a ludzie śpiewać będą chórem.
Bardzo dziękuję Wam Kasiu, Karolino i Krysiu za współpracę i to że właśnie z Wami mogłam tworzyć to niesamowite wydarzenie! Bardzo dziękuję również Pani Joannie Brylak z Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki UM za zaproszenie nas do tej akcji!!!
To był dla mnie zaszczyt móc częstować Opolan, szczególnie tych zasłużonych, potrawami które na ten dzień przygotowałam, a poszukiwanie przepisów, wertowanie książek kucharskich z tamtego okresu i przeglądanie opracowań przepisów na licznych blogach kulinarnych było wspaniałą przygodą!
To, że przygotuję babkę ziemaczaną wiedziałam od razu :) Robiła ją moja babcia, która urodziła się podczas I Wojny Światowej więc była to potrawa jej dzieciństwa. Szukałam tylko przepisu, który najwierniej odda tamten smak i zdążyłam wypróbować kilka, zmieniając lekko proporcje, zanim stwierdziłam, że to jest to.
A polską szarlotkę robię już od dawna, dzięki Lisce, która podzieliła się dopracowanym przepisem ze swojego zeszytu. Na Święto Niepodległości upiekłam właśnie tę, z szarą renetą.
Bardzo często przepisy z tamtych czasów są dość nieprecyzyjne, myślę, że wtedy wiedza na temat gotowania była przekazywana głównie z matki na córkę i większość niuansów była po prostu oczywista - co niekoniecznie przetrwało do naszych czasów. Dlatego dziękuję Ci Lisko za Twoje opracowanie polskiej szarlotki!
Babka ziemniaczana z sosem z grzybów leśnych:
2 kg ziemniaków*
4 cebule
100g wędzonego boczku**
2 jaja
1-2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 łyżka majeranku
1 łyżeczka soli
świeżo mielony pieprz
Ziemniaki i dwie cebule ścieramy na tarce, bądź rozdrabniamy maksymalnie w malakserze. Odsączamy z nadmiaru wody na czystej pieluszce tetrowej bądź przy pomocy gazy nad miską.
Boczek i cebulę kroimy w drobną kostkę. Boczek wrzucamy na patelnię i smażymy do momentu aż tłuszcz zacznie się topić a mięso rumienić - dorzucamy cebulę i smażymy jeszcze do momentu aż się zeszkli.
Do odciśniętych ziemniaków dodajemy skrobię, która wytrąciła się z soku i zebrała na dnie miski. Wbijamy jaja, dodajemy mąkę ziemniaczaną i boczek z cebulą pilnując aby nadmiar tłuszczu pozostał na patelni oraz przyprawy. Staram się nie przesalać gdyż wędzony boczek jest już sam w sobie dość słony.
Keksówkę smarujemy masłem i wysypujemy mąką, nakładamy masę do wysokości naczynia - ta babka akurat nie rośnie. Wierzch wygładzamy zwilżoną dłonią. Pieczemy w 180st. C przez półtorej do dwóch godzin.
Składniki na sos:
40g suszonych leśnych grzybów (w moim sosie były prawdziwki, podgrzybki, kozaki i opieńki)
2 cebule
2 szklanki wody
1 i 1/2 łyżki mąki ziemniaczanej
200g śmietany 18%
3 listki laurowe i 3 nasiona ziela angielskiego
sól i pieprz do smaku
Grzyby dokładnie płuczemy i moczymy 1 i 1/2 szklanki wody przez noc. Następnego dnia gotujemy razem z cebulą, listkami laurowymi i zielem angielskim w wodzie, w której się moczyły, aż będą miękkie.
Po tym czasie wyciągamy cebulę i grzyby. Odstawiamy.
W połowie szklanki wody dokładnie rozprowadzamy mąkę ziemniaczaną i dodajemy do wrzącego wywaru z grzybów dokładnie i szybko mieszając aż się zagęści. Następnie dodajemy śmietanę, wcześniej zahartowaną w pojemniku łyżką gorącego wywaru. Całość mieszamy i zmniejszamy ogień do minimum. Grzyby siekamy i dorzucamy do sosu. Doprawiamy solą i pieprzem.
Smacznego!
* najlepsze ziemniaki do babki to te żółte o dużej zawartości skrobii.
** warto zadbać o boczek dobrej jakości, prawdziwie wędzony a nie moczony w mieszance chemicznej, która daje tylko pozory wędzonki.
I krótka fotorelacja! Arek Kornacki, jak zwykle na posterunku! :) Ja kliknęłam tylko kilka zdjęć na początku, potem już nie miałam czasu :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)