piątek, 30 sierpnia 2013

Eko ogród w Kotorzu.

Kiedy zakładałam Pierwszeprimo! w głowie świtał mi plan pokazania miejsc, w Opolu i okolicach, w których zaopatrujemy się w dobrej jakości żywność. 
Na pierwszy rzut miało iść cytruskowe stoisko z bakaliami, kaszami i strączkami Pani Ewy. Ale przed świętami Bożego Narodzenia w zeszłym roku Pani Ewa z przyczyn zdrowotnych zamknęła stoisko na zimę i... nie wróciła do tej pory. 
Za każdym razem będąc na targu zaglądamy, czy może już jest. Trochę nawet tęsknimy - nie tylko ze względu na ukochaną suszoną żurawinę bez konserwantów - ale dlatego, że zdążyliśmy ją bardzo polubić. 
Jest kobietą która o każdym sprzedawanym przez siebie produkcie wie wszystko - od tego jak został wyprodukowany, jak go przechowywać, jak go przygotować, po jego wpływ na nasze zdrowie jeśli go zjemy. Krótko i konkretnie. Ludzie stojący w kolejce rzadko rozmawiali między sobą i każdy nadstawiał ucha żeby wszystko dokładnie słyszeć. 

Kupowaliśmy u niej orzechy laskowe, nerkowce, macadamia i migdały, suszoną żurawinę, czarną porzeczkę, wiśnie, śliwki kalifornijskie, suszone na słońcu morele, kandyzowany imbir, świetne gorzkie kakao, suszone pomidory, łuskany słonecznik i dynię, polski czosnek, kaszę gryczaną niepaloną, kaszę jaglaną, fasole od poczciwego jasia, po adzuki... To były takie nasze stałe typy - a wybór był jeszcze większy! Oj Pani Ewo! Mamy nadzieję, że jest Pani zdrowa i jeszcze kiedyś doczekamy się Pani na Cytrusku!

Pani Ewy nie ma, więc jest nasz ulubiony ogrodnik z Kotorza Wielkiego*.

Prawdziwy pasjonata! A raczej rodzina pasjonatów! Po ogrodzie jeżdżą rowerami, taki jest duży. Nie stosują żadnych sztucznych nawozów, ani środków ochrony roślin. 

Pierwszy to mój reportaż i wybaczcie, że nie napiszę jak Pan się nazywa - bo nie zapytałam :) Mimo że gościmy u niego regularnie - od nowalijek po wykopki :)
Bardzo miło się z nim gawędzi, a raczej słucha, jak opowiada o swojej pracy, plonach i zimowych wieczorach kiedy przegląda książki o ogrodnictwie. Ma też małą pasiekę i sprzedaje z niej miód. Specjalnie dla pszczół sprowadza sadzonki lubianych przez nie krzewów.

Trafiliśmy do niego z Mężem Biegaczem przypadkiem. Na wycieczce rowerowej, niedługo przed naszym ślubem, wybierając okrężną trasę do Turawy. Był to akurat sezon truskawkowy...
Tak więc wiosną przed ślubem jedliśmy stamtąd truskawki a jesienią, po ślubie, pyszne jabłka. I tak jeździmy, po marchewki dla Starszej Córki kiedy zaczynała przygodę ze stałymi pokarmami, potem dla Młodszej. I w międzyczasie też.

Jeśli znacie takie miejsca w Opolu i okolicach, bardzo proszę o info w komentarzach, przydadzą się innym poszukującym.

Zdjęcia robiłam pewnego lipcowego popołudnia - warto wybrać się rano, wtedy stolik poraża obfitością warzyw i owoców. Teraz z końcem sierpnia więcej na nim śliwek, jabłek, brzoskwiń i a obok królują olbrzymie dynie. Pewnie powoli zaczynają pojawiać się orzechy. 















Lubimy po zakupach wpaść nad jezioro i w sezonie, zjeść gofra z dodatkiem świeżo zebranych, ekologicznych malin :)






* Dojazd: Z Opola wyjeżdżamy Oleską, obieramy kierunek - Turawa. Mijamy Zawadę, jedziemy sobie przez Kotórz Mały w kierunku Turawy i na rozwidleniu dróg kierujemy się w prawo na Kotórz Wielki. Zaczynają się pola i teraz wypatrujemy po prawej stronie ogrodu z kramem przy drodze :)

środa, 28 sierpnia 2013

Coś do chleba.


Rok temu, kiedy pierwszy raz spróbowałam dyni hokkaido, zostałam jej wielką fanką for ever.
U mnie w domu nie jadało się miąższu dyni. Pamiętam tylko jak wybierałam kiedyś z mamą pestki, które potem prażyłyśmy, i w coraz dłuższe jesienne wieczory siadaliśmy całą rodziną przy ławie i dłubaliśmy, dłubaliśmy, dłubaliśmy...

Młodsza Córka akurat trafiła z rozszerzaniem diety na sezon dyniowy, próbowaliśmy różnych odmian i bezsprzecznie hokkaido została królową naszego stołu.
Oczywiście pieczołowicie zbierałam i suszyłam pestki dbając o to, żeby w jak najlepszej kondycji dotrwały do wiosny, kiedy rozdałam je swojej mamie i teściowej - żeby posiały je w swoich ogrodach. Niestety pogoda, jak i masakryczne ilości ślimaków sprawiły że moje nadzieje na dyniowe plantacje spełzły na niczym.

Nie poddaję się jednak. Na opolskim Cytrusku znalazłam Panią, która uprawia swoje warzywa z wielką miłością, wśród nich rosną też i moje kochane hokkaido. Pestki się suszą a ja mam ochotę odwiedzić tę Panią i jej ogród :) Tym bardziej że obiecała mi wielki bukiet miechunki!

Dokładnie tego samego dnia kiedy dorwałam swoją dynię, Zielenina przypomniała o swoim hummusie wszechczasów. Nie miałam niestety tahiny, której też nie chciało mi się robić, podobnie brak w moich zasobach orientalnych przypraw, więc powstało coś innego, ale jakże smacznego!



Pasta z cieciorki, dyni hokkaido i pieczonej białej papryki.
1 szklanka ugotowanej cieciorki
pół dyni hokkaido
1 biała papryka
1 duży ząbek czosnku
2 łyżki sezamu
5-6 łyżek oleju z pestek winogron
1/2 łyżeczki pieprzu ziołowego
sól do smaku

Piekarnik nagrzewamy do 180st C.
Z dyni wydrążamy gniazdo nasienne - mi najłatwiej robi się to łyżką. Kładziemy razem z papryką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Po 30 minutach wyciągamy paprykę - skórkę powinna mieć pomarszcząną i miejscami zwęgloną. Po kolejnych 15 minutach dynia też już powinna być gotowa.
Paprykę obieramy ze skórki, dynię kroimy w dużą kostkę i miksujemy dokładnie razem z cieciorką, czosnkiem, sezamem, olejem i przyprawami.
Jeśli pasta jest zbyt gęsta można dodać jeszcze odrobinę oleju - tutaj pozostawiam pełną dowolność, ważne żeby konsystencja pasty Wam odpowiadała. Nawet przy większej ilości oleju nie będzie zbyt tłusta, a w razie czego zawsze można pominąć masło na kanapce. :)

Smacznego!




poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Na ostatnie ciepłe dni - lody z pieczonych bananów z masą krówkową.


Obłęd...
Ale takie to dobre było!
Przy tych wszystkich moich zabiegach o zdrowe karmienie swojej rodziny mam też kilka słabości.
Główna z nich - masa krówkowa. Potrafię zjeść całą puszkę na raz!
Szaleństwo mówię Wam...

Tak na koniec lata. Bo kolejna pora roku już za progiem.
Rankiem najbardziej ją wyczuwam. Po zapachu.
Kiedy idę podlewać swój ogródek jest przenikliwie zimno.

Za mało mi było słońca tego lata. Mam nadzieję, że jesień nie będzie skąpa.


Lody z pieczonych bananów z masą krówkową:
Na podstawie tego przepisu.

4 dojrzałe banany
50g cukru trzcinowego
4 kopiaste łyżki masy krówkowej
1 szklanka mleka 3,2%
1/4 łyżeczki soli morskiej
masło do posmarowania naczynia

Banany obrać, pokroić w grube plastry.
Naczynie żaroodporne grubo posmarować masłem, wyłożyć banany i posypać je równomiernie cukrem.
Piec w 200st. C przez ok. 40 minut.

Lekko ostudzić po upieczeniu i zmiksować w blenderze razem z syropem, który powstanie w czasie pieczenie, masą krówkową, mlekiem i solą.
Przełożyć do  płaskiego pojemnika i zostawić w zamrażalniku na kilka godzin.
Podawać z pokruszonymi domowymi ciasteczkami. A co!
Smacznego!



wtorek, 6 sierpnia 2013

Fasolka, kurczak, pestki.


Latem lubię gotować szybko, prosto, bez wystawania przy gorących garach czy piekarniku.
Najlepiej kiedy składników nie jest zbyt wiele.
Najlepiej kiedy można zrobić więcej, na dwa dni.

Fasolka szparagowa ma mnóstwo składników odżywczych i mało kalorii a przy tym jest bogatym źródłem błonnika więc wspomaga odchudzanie. Najbardziej wartościowa jest młoda, kiedy nasionka w środku są jeszcze bardzo małe, a strąk łatwo złamać palcami. Jest wtedy też smaczniejsza i mniej łykowata.
Wzmacnia organizm, podnosi odporność, działa przeciwzapalnie - warto ją jeść przy chorobach stawów, chorobach dróg moczowych. Dzięki niskiemu indeksowi glikemicznemu jest korzystnym produktem w diecie cukrzyków.
Zielona ma tę przewagę nad żółtą że zawiera więcej beta karotenu - wit. A.

Do fasolki trochę ulubionego przez dzieciaki kurczaka obsmażonego z czosnkiem, prażone pestki. I obiad gotowy! Mąż Biegacz też nie pogardzi przed treningiem! Szczególnie z solidną porcją brązowego ryżu.

Proporcje nie grają większej roli.

Składniki:

1/2 kg fasolki szparagowej zielonej
1 filet z kurczaka - najlepiej z dobrego źródła
2 ząbki czosnku
pół szklanki pestek słonecznika
1/4 szklanki nasion białego sezamu
2 łyżki oliwy z oliwek
pieprz ziołowy
sól

Fasolkę umyć, odkroić końcówki i posiekać na 2 cm kawałki. Ugotować na parze do miękkości.
Kurczaka pokroić w kostkę. Czosnek przecisnąć przez praskę wymieszać z oliwą, doprawić solą i pieprzem ziołowym do smaku. Taką pastą natrzeć dokładnie kurczaka i obsmażyć go na rozgrzanej patelni - nie dodawać już tłuszczu.
Słonecznik i sezam wysypać razem na suchą, rozgrzaną patelnię i lekko podprażyć aż zaczną się złocić. Sezam potrzebuje więcej czasu żeby nabrać koloru niż słonecznik, ale nie czekamy ;)
Na koniec połączyć wszystkie składniki, ewentualnie doprawić do smaku.
Można dodać jeszcze łyżkę oleju sezamowego - ale nie jest to konieczne.

Smacznego!


ps. moja fasolka bierze udział w akcji: