Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Opole. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Opole. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 listopada 2013

Kulinarny Dzień Niepodległości.


Moje miasto w tym roku świętowało wyjątkowo.
Na Opolskim Rynku, dzięki współpracy Urzędu Miasta i Opolskiej Blogosfery Kulinarnej, mieszkańcy mogli spróbować kuchni z lat 20-tych ubiegłego wieku. Kuchni Polski Niepodległej.
Miałam zaszczyt brać udział w tym przedsięwzięciu i muszę przyznać że piękniej tego dnia spędzić nie mogłam. Tyle wzruszeń! Okazuje się że nie jest aż tak źle z naszą znajomością polskich pieśni patriotycznych, chętni do wypróbowania przygotowanych dań 'płacili' piosenką, bądź wierszem. Dzieci recytowały powszechnie znany 'Katechizm polskiego dziecka' W. Bełzy - Kto ty jesteś? Polak mały! - a potem ze smakiem zjadały polską szarlotkę, albo słodkie pischingery.
Panie i Panowie, którzy pamiętają jeszcze tamte czasy przejmująco śpiewali pieśni, które towarzyszyły im na codzień. Kombatanci prezentowali wojskowe ordery...

Przez myśl mi nawet nie przeszło, że to przedsięwzięcie spotka się z tak entuzjastycznym odzewem, a ludzie śpiewać będą chórem.

Bardzo dziękuję Wam Kasiu, Karolino i Krysiu za współpracę i to że właśnie z Wami mogłam tworzyć to niesamowite wydarzenie! Bardzo dziękuję również Pani Joannie Brylak z Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki UM za zaproszenie nas do tej akcji!!!
To był dla mnie zaszczyt móc częstować Opolan, szczególnie tych zasłużonych, potrawami które na ten dzień przygotowałam, a poszukiwanie przepisów, wertowanie książek kucharskich z tamtego okresu i przeglądanie opracowań przepisów na licznych blogach kulinarnych było wspaniałą przygodą!

To, że przygotuję babkę ziemaczaną wiedziałam od razu :) Robiła ją moja babcia, która urodziła się podczas I Wojny Światowej więc była to potrawa jej dzieciństwa. Szukałam tylko przepisu, który najwierniej odda tamten smak i zdążyłam wypróbować kilka, zmieniając lekko proporcje, zanim stwierdziłam, że to jest to.
A polską szarlotkę robię już od dawna, dzięki Lisce, która podzieliła się dopracowanym przepisem ze swojego zeszytu. Na Święto Niepodległości upiekłam właśnie tę, z szarą renetą.
Bardzo często przepisy z tamtych czasów są dość nieprecyzyjne, myślę, że wtedy wiedza na temat gotowania była przekazywana głównie z matki na córkę i większość niuansów była po prostu oczywista - co niekoniecznie przetrwało do naszych czasów. Dlatego dziękuję Ci Lisko za Twoje opracowanie polskiej szarlotki!





Babka ziemniaczana z sosem z grzybów leśnych:
2 kg ziemniaków*
4 cebule
100g wędzonego boczku**
2 jaja
1-2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 łyżka majeranku
1 łyżeczka soli
świeżo mielony pieprz

Ziemniaki i dwie cebule ścieramy na tarce, bądź rozdrabniamy maksymalnie w malakserze. Odsączamy z nadmiaru wody na czystej pieluszce tetrowej bądź przy pomocy gazy nad miską.
Boczek i cebulę kroimy w drobną kostkę. Boczek wrzucamy na patelnię i smażymy do momentu aż tłuszcz zacznie się topić a mięso rumienić - dorzucamy cebulę i smażymy jeszcze do momentu aż się zeszkli.
Do odciśniętych ziemniaków dodajemy skrobię, która wytrąciła się z soku i zebrała na dnie miski. Wbijamy jaja, dodajemy mąkę ziemniaczaną i boczek z cebulą pilnując aby nadmiar tłuszczu pozostał na patelni oraz przyprawy. Staram się nie przesalać gdyż wędzony boczek jest już sam w sobie dość słony.
Keksówkę smarujemy masłem i wysypujemy mąką, nakładamy masę do wysokości naczynia - ta babka akurat nie rośnie.  Wierzch wygładzamy zwilżoną dłonią. Pieczemy w 180st. C przez półtorej do dwóch godzin.

Składniki na sos:
40g suszonych leśnych grzybów (w moim sosie były prawdziwki, podgrzybki, kozaki i opieńki)
2 cebule
2 szklanki wody
1 i 1/2 łyżki mąki ziemniaczanej
200g śmietany 18%
3 listki laurowe i 3 nasiona ziela angielskiego
sól i pieprz do smaku

Grzyby dokładnie płuczemy i moczymy 1 i 1/2 szklanki wody przez noc. Następnego dnia gotujemy razem z cebulą, listkami laurowymi i zielem angielskim w wodzie, w której się moczyły, aż będą miękkie.
Po tym czasie wyciągamy cebulę i grzyby. Odstawiamy.
W połowie szklanki wody dokładnie rozprowadzamy mąkę ziemniaczaną i dodajemy do wrzącego wywaru z grzybów dokładnie i szybko mieszając aż się zagęści. Następnie dodajemy śmietanę, wcześniej zahartowaną w pojemniku łyżką gorącego wywaru. Całość mieszamy i zmniejszamy ogień do minimum. Grzyby siekamy i dorzucamy do sosu. Doprawiamy solą i pieprzem.
Smacznego!

* najlepsze ziemniaki do babki to te żółte o dużej zawartości skrobii.
** warto zadbać o boczek dobrej jakości, prawdziwie wędzony a nie moczony w mieszance chemicznej, która daje tylko pozory wędzonki.



I krótka fotorelacja! Arek Kornacki, jak zwykle na posterunku! :) Ja kliknęłam tylko kilka zdjęć na początku, potem już nie miałam czasu :)
















środa, 6 listopada 2013

Rodzynek.


Odkąd na opolskim Cytrusku nie ma już stoiska pani Ewy, o którym wspominałam tutaj, poszukiwałam miejsca w którym mogłam zaopatrzyć się w lepszej jakości bakalie, niż te które można znaleźć w większości sklepów/marketów/dyskontów.
Obie Córki uwielbiają suszoną żurawinę, niesiarkowane morele, słodkie rodzynki, daktyle etc. A ja cieszę się kiedy mam w domu coś słodkiego, co nie jest przetworzonym nie-wiadomo-czym. Zjadają też oczywiście świeże owoce, ale jesienią i zimą wielkiego wyboru nie ma.
Latem nie odczuwaliśmy za bardzo braku tych smakołyków - w różnorodności i obfitości letnich plonów wcale nie tęskniliśmy za żurawiną.
Końcem lata, na Festiwalu Opolskich Smaków trafiliśmy na stoisko pełne polskiego czosnku i papryczek chili, na którym również spróbować można było rozmaitych bakalii. Przy koszyczku leżały ulotki reklamowe 'nowego' sklepiku na Cytrusku. W tym czasie nie był już taki nowy... Dla nas jednak tak, gdyż w tamte rejony targowiska baaaardzo rzadko zaglądamy.
Zamieniłam kilka słów z sympatycznym Panem Piotrem i wiedziałam, że na pewno sklepik odwiedzimy!

W asortymencie bogactwo wspomnianych suszonych owoców, pestek, orzechów, kasz, mąk, przypraw, olejów, naturalnych soków. Chciałoby się wziąć wszystkiego po trochu!
















I oto sprawca całego zamieszania :) Panie Piotrze, życzę powodzenia i będę zaglądać regularnie :)


A jak tam trafić?




piątek, 30 sierpnia 2013

Eko ogród w Kotorzu.

Kiedy zakładałam Pierwszeprimo! w głowie świtał mi plan pokazania miejsc, w Opolu i okolicach, w których zaopatrujemy się w dobrej jakości żywność. 
Na pierwszy rzut miało iść cytruskowe stoisko z bakaliami, kaszami i strączkami Pani Ewy. Ale przed świętami Bożego Narodzenia w zeszłym roku Pani Ewa z przyczyn zdrowotnych zamknęła stoisko na zimę i... nie wróciła do tej pory. 
Za każdym razem będąc na targu zaglądamy, czy może już jest. Trochę nawet tęsknimy - nie tylko ze względu na ukochaną suszoną żurawinę bez konserwantów - ale dlatego, że zdążyliśmy ją bardzo polubić. 
Jest kobietą która o każdym sprzedawanym przez siebie produkcie wie wszystko - od tego jak został wyprodukowany, jak go przechowywać, jak go przygotować, po jego wpływ na nasze zdrowie jeśli go zjemy. Krótko i konkretnie. Ludzie stojący w kolejce rzadko rozmawiali między sobą i każdy nadstawiał ucha żeby wszystko dokładnie słyszeć. 

Kupowaliśmy u niej orzechy laskowe, nerkowce, macadamia i migdały, suszoną żurawinę, czarną porzeczkę, wiśnie, śliwki kalifornijskie, suszone na słońcu morele, kandyzowany imbir, świetne gorzkie kakao, suszone pomidory, łuskany słonecznik i dynię, polski czosnek, kaszę gryczaną niepaloną, kaszę jaglaną, fasole od poczciwego jasia, po adzuki... To były takie nasze stałe typy - a wybór był jeszcze większy! Oj Pani Ewo! Mamy nadzieję, że jest Pani zdrowa i jeszcze kiedyś doczekamy się Pani na Cytrusku!

Pani Ewy nie ma, więc jest nasz ulubiony ogrodnik z Kotorza Wielkiego*.

Prawdziwy pasjonata! A raczej rodzina pasjonatów! Po ogrodzie jeżdżą rowerami, taki jest duży. Nie stosują żadnych sztucznych nawozów, ani środków ochrony roślin. 

Pierwszy to mój reportaż i wybaczcie, że nie napiszę jak Pan się nazywa - bo nie zapytałam :) Mimo że gościmy u niego regularnie - od nowalijek po wykopki :)
Bardzo miło się z nim gawędzi, a raczej słucha, jak opowiada o swojej pracy, plonach i zimowych wieczorach kiedy przegląda książki o ogrodnictwie. Ma też małą pasiekę i sprzedaje z niej miód. Specjalnie dla pszczół sprowadza sadzonki lubianych przez nie krzewów.

Trafiliśmy do niego z Mężem Biegaczem przypadkiem. Na wycieczce rowerowej, niedługo przed naszym ślubem, wybierając okrężną trasę do Turawy. Był to akurat sezon truskawkowy...
Tak więc wiosną przed ślubem jedliśmy stamtąd truskawki a jesienią, po ślubie, pyszne jabłka. I tak jeździmy, po marchewki dla Starszej Córki kiedy zaczynała przygodę ze stałymi pokarmami, potem dla Młodszej. I w międzyczasie też.

Jeśli znacie takie miejsca w Opolu i okolicach, bardzo proszę o info w komentarzach, przydadzą się innym poszukującym.

Zdjęcia robiłam pewnego lipcowego popołudnia - warto wybrać się rano, wtedy stolik poraża obfitością warzyw i owoców. Teraz z końcem sierpnia więcej na nim śliwek, jabłek, brzoskwiń i a obok królują olbrzymie dynie. Pewnie powoli zaczynają pojawiać się orzechy. 















Lubimy po zakupach wpaść nad jezioro i w sezonie, zjeść gofra z dodatkiem świeżo zebranych, ekologicznych malin :)






* Dojazd: Z Opola wyjeżdżamy Oleską, obieramy kierunek - Turawa. Mijamy Zawadę, jedziemy sobie przez Kotórz Mały w kierunku Turawy i na rozwidleniu dróg kierujemy się w prawo na Kotórz Wielki. Zaczynają się pola i teraz wypatrujemy po prawej stronie ogrodu z kramem przy drodze :)