piątek, 11 stycznia 2013

Jedz i biegaj

Nie, nie biegam :) może i bym chciała, może i wiem jakie bieganie niesie ze sobą korzyści, może gdybym była mniejszym leniuchem, może gdybym miała więcej motywacji... Może gdyby było cieplej... ;)

Ale biega Mąż. Od zeszłorocznego lata. Najpierw biegał do pracy i z powrotem, przy nadarzającej się okazji. A potem coraz bardziej regularnie, systematycznie, coraz bardziej na poważnie. Teraz Mąż ma ustalony plan treningów a Żona stara się zapewnić mu takie posiłki aby te treningi były bardziej wydajne :) HA! stara się to jeszcze dużo powiedziane, ale przynajmniej zaczyna się coś fajnego.

Jakiś czas temu Brat Męża, który zaraził Męża bieganiem, pożyczył mu tę książkę:

Jej autorem jest facet który biega.
Ultramaratony.
Moja głowa nie ogarnia tego jakie dystanse przemierza ten mężczyzna biegnąc bez przerwy w skrajnych warunkach pogodowych :) I wygrywa.
Swój sukces tłumaczy samodyscypliną i odpowiednim JEDZENIEM.
Z czasem przekonał się, że najlepiej służy mu dieta wegańska. Bez mięsa, bez mleka, bez żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego. Zauważył że dzięki tej diecie ma więcej siły, może przebiec więcej i szybciej a po morderczych dystansach jego organizm regeneruje się niemal ekspresowo. Co więcej, jedzenie jest dla niego często lekarstwem w stanach zapalnych i innych dolegliwościach związanych ze sportem.


Odkąd zaczęłam interesować się dietą wegetariańską i wegańską doszłam do wniosku, że są one o wiele lepiej zbilansowane niż 'poczciwa' dieta mięsna. Mentalność mięsożerców wygląda mniej więcej tak - jest mięso - jest obiad. Do tego ziemniaki ewentualnie czasem kasza i standardowa surówka. Nie bez kozery najpopularniejszym polskim daniem, zaraz po pierogach, jest schabowy kotlet.
A matka natura obdarzyła nas takim bogactwem odżywczym w roślinach, lekkostrawnym, łatwo przyswajalnym, że często nie mamy pojęcia ile tracimy!
Scott Jurek utwierdził mnie w tym przekonaniu i pomógł mi szerzej spojrzeć na to jak się odżywiamy, szczególnie teraz w perspektywie sportu jaki uprawia Mąż. Z mięsa raczej trudno będzie nam zrezygnować, ale w te dni, kiedy wiem że jest trening, obiad jest przynajmniej wegetariański :)

O ile stała dieta wegańska jest dla nas kompletnym hardkorem, głównie ze względu na przyzwyczajenia, to po niektóre przepisy sięgam chętnie. Stałym punktem programu są u nas kotlety z kaszy jaglanej ze słonecznikiem, na które przepis dostałam od Brikoli i która ku mojej wielkiej uciesze postanowiła założyć bloga o swojej kuchni :)
Częściej też kombinuję potrawy z różnymi strączkami.
Jesienią hitem w naszym domu stał się warzywny gulasz z curry na bazie dyni hokkaido, z cieciorką. Z którego jestem dumna, bo sama go skomponowałam a smakuje bajecznie :)

Szczytem marzeń jest własny ogródek, za którym się rozglądamy, ale z którym też chyba będziemy musieli poczekać. Na szczęście udaje nam się kupować żywność głównie lokalną, no i wspierają nas babcie płodami swoich ogródków. Marzy mi się plantacja dyniowa :) i na pewno porwałabym się na uprawę tych warzyw, które nie są tak popularne i łatwo dostępne jak standardowa włoszczyzna.

Na końcu każdego rozdziału książki 'Jedz i biegaj' znajdują się przepisy, które mamy zamiar wypróbować i które na pewno znajdą się na blogu. Będzie zielono, będzie strączkowo i kolorowo. Postaram się żeby, o ile to będzie możliwe, wszystkie przepisy miały swoją wersję BLW.


3 komentarze:

  1. o jacie :D ale się cieszę na e wszystkie przyszłe posty :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Da się bez mięsa. :) Nawet lepiej się biega, bo żołądek nie jest obciążony trawieniem. Można wtedy biegać o każdej porze dnia (ew. nocy). Kiedyś jak człowiek musiał uciekać przed dzikimi zwierzętami, to nie mógł sobie pozwolić na ciężkie jedzenie, bo musiał być gotowy do biegania o każdej porze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wojtek :D nie mówię że się nie da :D kwestia przyzwyczajenia.

    OdpowiedzUsuń

dzięki!